|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aguniaa
Apollo w spodenkach
Dołączył: 04 Gru 2011
Posty: 145
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń Płeć: Annabeth
|
Wysłany: Wto 18:00, 19 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Jak zawsze świetny rozdział!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Blanca
Muza/Maniaczka Klat
Dołączył: 02 Sie 2010
Posty: 1477
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Maków Płeć: Annabeth
|
Wysłany: Pią 18:57, 19 Paź 2012 Temat postu: |
|
|
Rozdział dwudziesty drugi.
Dawno nie pisałam, dlatego powiem krótko: zapraszam!
Wpadł do biblioteki akurat by zobaczyć drzemiącą Blankę. Przez moment pomyślał, że nie będzie jej budził, sprzątnie wszystko i może nawet pokusi się, żeby zanieść ją do jej komnaty. W końcu jednak odłożył swoje książki i podszedł do niej. Złapał ją za ramię i potrząsnął delikatnie.
- Blanca, wstawaj!
Potrząsnęła nieprzytomnie głową i zamrugała. Wyglądała na przestraszoną. Postawił przed nią kolejny kubek i usiadł obok. Dziewczyna złapała picie drżącymi rękoma i powąchała napój.
- Ładnie pachnie - mruknęła. Wypiła łapczywie i spojrzała na niego. Coś było nie tak. Coś chodziło mu po głowie, ale nie potrafiła stwierdzić, co to mogło być.
- Co się stało? Nie waż się powiedzieć, że nic, przecież widzę - powiedziała. Liam nie odezwał się. Spojrzał tylko na nią, wzruszył ramionami i sięgnął kolejną książkę o eliksirach. Blanca zabrała mu ją i trzepnęła go nią w ramię.
- Ej, to bolało! Nic, mam test jutro z zaklęć obronnych a nic nie umiem.
- Umieć na zaklęcia? - przechyliła w głowę.
- Oprócz praktyk mamy również teorię: ruchy rąk, kroki, myśli i wszystko inne.
Oni jedyne co mieli do zaliczeń z praktyk na Obozie to wspinaczka górska, biegi, strzelanie z łuku i walki. Czasem chętni zgłaszali się do dzieci Afrodyty w sprawie jazdy na pegazach. Obóz nigdy nie był miejscem, gdzie chodziło jedynie o naukę. Zwłaszcza dla niej. Większości rzeczy nauczyła się w dzieciństwie, pod okiem ojca. No właśnie. Tata. Ciekawe co teraz robi. Pewnie zastanawia się, jak jej idzie. Wiedziała, że do końca próby nie mogła nawiązać z nikim kontaktu. Mimo to czuła nieodpartą pokusę sięgnięcia po telefon i zadzwonienia. Spojrzała na ekranik urządzenia. Zero zasięgu. Poczuła łzy napływające do oczu. Nie będzie płakać. Nie w takim momencie.
- Moja praca może poczekać. To ty masz jutro egzamin, nie ja - wskazała na książki. - Będę miała dzięki tobie szansę poćwiczenia magii, czyż nie? Naucz mnie kilku ataków, wykorzystam je by sprawdzić twoje zdolności obronne.
Spojrzał na nią z zainteresowaniem. Nigdy nie miał okazji pokazać komuś z zewnątrz jak dobry jest.
- Stań na środku i lepiej podwiń rękawy. Moc przechodzi lepiej przez czystą skórę. Oprzyj ciężar ciała na lewej nodze i odsuń ją do tyłu. Wyciągnij dłonie przed siebie i złóż je jak do modlitwy. Prawą ręką zatocz koło przed siebie i pchnij nią do przodu. Wyobraź sobie kamień odrywający się od ściany i lecący w moją stronę.
Zdziwiona stanęła na środku Sali i wykonała ruchy, jednak zdołała jedynie zatrząść odłamkiem skalnym. Zobaczyła jak drżą jej ręce. Przymknęła oczy i spróbowała jeszcze raz, i kolejny i kolejny. Nie patrząc na to, co dzieje się dookoła, skupiła w sobie odrobinę energii i poczuła jak przyjemne ciepło przechodzi z jej ramion do opuszków palców.
- Szybko się uczysz - usłyszała. Otworzyła oczy. Niekształtna bryła skalna o średnicy ledwo przekraczającej pół metra unosił się w powietrzu, powstrzymywany mocą Liama przed natarciem.
- Teraz pozostaje ci tylko nim poruszać w moją stronę, a ja będę go odpychał w różne sposoby. Musisz pilnować nadgarstków i tego, z jaką dokładnością zginasz palce. Czasem nieodpowiedni ruch może zadziałać przeciwko tobie. Ani na chwilę nie spuszczaj z oczu kamienia, dopóki nie będziesz mieć pewności, że dasz sobie z nim radę.
Kiwnęła głową. Patrząc na niego, odniosła wrażenie, że z każdym słowem rósł w nim niepobudzony dotąd potencjał. Widocznie nigdy nie miał okazji uczyć kogoś i mieć satysfakcji z wyników podopiecznego. Próbowała naśladować jego gesty, kierując kamień w jego stronę. Kilka razy musiała na nowo go podnosić, bo zaczynało jej brakować siły. Najmniejszy krok kosztował ją sporo wysiłku, jednak czuła że cały ten trening jest tego warty. Z zadowoleniem przyjmowała podpowiedzi Liama, zauważając że ma rację. Gdy skończyli upadła na kolana dysząc ciężko.
- Dobrze ci idzie, naprawdę. Nie sądziłem, że ci się uda wytrzymać tak długo - pochwalił ją. Uśmiechnęła się szeroko i chwyciła jego dłoń. Pomógł jej wstać. Usiadła przy stoliku wpatrując się w książki. To miejsce jednak nie jest takie złe, można się przyzwyczaić. O ile inni nauczyciele mają tyle cierpliwości co on. Jeśli nie, pomogę mu się stąd wydostać i on będzie mnie uczył.
- Potrzebujesz jeszcze jakiejś pomocy? Bo nie wiem, czy dam radę się teraz z tobą bić, mój brzuch boli jak po przejściu stada centaurów.
Chłopak spojrzał na nią i zaczął się śmiać. Próbował zasłonić twarz dłonią ale coś mu nie wychodziło. Blanca uniosła brwi. O co mu chodziło?
- Przepraszam, ale wy Grecy…
- Wypluj to słowo. Jestem amerykanką z mieszanymi korzeniami, ale zapewniam cię, że nie płynie we mnie ani mililitr greckiej krwi.
- Dobra, już spokojnie. Wy, herosi i ludzie związani ze światem bogów macie dziwne powiedzenia, które po prostu brzmią śmiesznie.
- Teraz to ty brzmisz zabawnie. Powiedziałabym, że wręcz żałośnie. A teraz pozwól, że wrócę do książek. Idź do siebie i się wyśpij - to połowa sukcesu na wszelakich egzaminach.
- Niech ci będzie - odłożył zwoje, które przeglądał i ruszył w stronę drzwi. Nacisnął klamkę gdy usłyszał:
- Powodzenia, będę trzymać kciuki.
Zarumienił się i wyszedł. Nie wiedział, która była godzina. Jedyne czego był pewny, to że musi się skupić na zadaniach w trakcie testu. Wchodząc do dormitorium przywitały go pomruki niezadowolenia. Ściągnął buty i schował je koło wieszaka. Przemknął na palcach do łazienki chowając po drodze książki. Ciepły prysznic poprawił mu nastrój. Gdy kładł się spać usłyszał ciche chrapanie. Zadowolony z siebie usnął, myśląc o tym, jak będzie wyglądał następny dzień.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Raphael
Kryzys Tantala
Dołączył: 05 Wrz 2012
Posty: 567
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Percy
|
Wysłany: Pią 19:05, 19 Paź 2012 Temat postu: |
|
|
Przeczytałem 5 pierwszych rozdziały i muszę Ci powiedzieć Jedno. To jest ŚWIETNE!!! Ja swoim "Synem Pana Nieba" skompromituję się przy Twoim.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Blanca
Muza/Maniaczka Klat
Dołączył: 02 Sie 2010
Posty: 1477
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Maków Płeć: Annabeth
|
Wysłany: Pią 20:05, 19 Paź 2012 Temat postu: |
|
|
Kwestia rozwinięcia akcji:D. Trzymam kciuki za Twoje!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Blanca
Muza/Maniaczka Klat
Dołączył: 02 Sie 2010
Posty: 1477
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Maków Płeć: Annabeth
|
Wysłany: Sob 20:12, 03 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Rozdział dwudziesty trzeci.
Stwierdziłam, że bez sensu byłoby zmarnowanie tych wszystkich zapisanych stron.
Blanca wciąż siedziała w bibliotece, próbując dojść do rozwiązania zagadki. Wypunktowała sobie poszczególne cechy składników, popróbowała dołożyć anagramy, składanki sylab. Przejrzała też większość typowych podręczników, miała zamiar zabrać się następnie za zwoje gdy usłyszała kroki. Odwróciła się szybko i przygotowała dłonie, by wyciągnąć broń. Odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła kto to. Samuel trzymał w ręku małą lampkę. Zauważyła szlafrok narzucony na ramiona.
- Coś się stało? Jestem za głośno? Za długo siedzę?
- Nie, wszystko w porządku, przyszedłem tylko sprawdzić jak sobie radzisz.
- Szczerze mówiąc nijak… To co wiem wiedziałam już podczas odczytania zagadki po raz pierwszy.
- Nie możesz się poddać, doszłaś dalej niż niejeden szkolony synalek przemądrzałych półbogów. Powinnaś być z siebie dumna.
- I jestem, ale w tym momencie czuję pustkę w głowie.
- Idź się prześpij i wypij przed snem herbatę z wanilią. Ułatwi ci zasypianie, poprawi szybkość myślenia gdy wstaniesz rano.
- Mój tata zawsze to mówi.
- Wiem, nauczył mnie tego. Niesamowity człowiek - Samuel pokiwał głową z uśmiechem. Blanca już wiedziała, że go polubi. Kompletnie tu nie pasował. Był zbyt spokojny, opanowany, zupełnie jak jej ojciec… Może dlatego odszedł, może Atena nie była jedynym powodem? Skinęła i wzięła się za sprzątanie ze stołu. W międzyczasie mężczyzna machnął dłonią w powietrzu i znikąd pojawił się kubek wypełniony aromatycznym napojem. Zgarnęła zwoje i kartki do plecaka, zarzuciła go na ramię i chwyciła naczynie. Para natychmiast pobudziła jej kubki smakowe.
- Dziękuję - powiedziała, patrząc na nowego przyjaciela. Coraz lepiej odnajdywała się w tym miejscu. Częściowo rozumiała niechęć pozostałych. Tak niesamowite, wręcz idealne miejsce nie mogło być dla każdego. Oprócz tego miejsca są jeszcze trzy inne, prawdopodobnie równie piękne i okazałe! A ta architektura! Korzystając z tego, czego nauczyła się na Obozie przemknęła do swojej komnaty. Rzuciła plecak koło łóżka i spojrzała za okno. Księżyc świecił jasno, tworząc przedziwne cienie na murach klasztoru. Niewiele myśląc przebrała się i usiadła na parapecie. Jej wewnętrzny zegarek biologiczny i tak obudzi ją o siódmej. Nie wiedziała skąd to się bierze, jednak nigdy nie lubiła długo spać. Wstawała wcześnie, szła biegać by potem móc wziąć prysznic i pójść z resztą domku na śniadanie. Gdzie jesteś teraz? Nieważne, odnajdę cię. Odnajdę i przywrócę z powrotem prawdziwego ciebie.
***
Po raz kolejny śnił mu się koszmar. Tym razem stał pośrodku ogromnego, wypalonego ogniem pola. Gdzie nie spojrzał widział martwe ciała swoich przyjaciół, jednak gdy tylko do któregoś podbiegał, ten dematerializował się i pojawiał gdzieś indziej. Czuł jak serce próbuje wyrwać się z jego klatki piersiowej.
- Widzisz, herosku? To się z wami stanie, jeśli tylko spróbujesz mi przeszkodzić. Jesteś zbyt słaby, by móc się przeciwstawić mej sile. Zawsze jednak możesz przejść na moją stronę, twoja pomoc bardzo by nam się przydała… - okropny głos dobywający się znikąd spowodował, że włosy stanęły mu dęba. Dlaczego zawsze we snach? Naprawdę nie mógł sobie wybierać innych momentów. Wzrokiem szukał źródła głosu lecz na próżno. Dostrzegł po lewo Annabeth leżącą bez życia. Jej puste, martwe oczy spoglądały na niego z wyrzutem. Przełknął ślinę. Nie mógł do tego dopuścić. Za bardzo mu na nich wszystkich zależało, by pozwolić im odejść. W pewnym momencie zza drzew wyłoniła się dość wysoka postać, ubrana w kaptur.
- Kto…? - wymamrotał, próbując dowiedzieć się kim jest przeciwnik. Zacisnął palce na długopisie, gdy w tym momencie osobnik zdjął nakrycie głowy. Luke stał przed nim przyglądając się beznamiętnie całej sytuacji. Nawet widok Annabeth czy Grovera nie wywołał choćby skrzywienia twarzy. Był jak zombie. Całkiem przystojny i dobrze walczący zombie. Percy gotowy był walczyć.
- To sen, dzieciaku, nie jesteś w stanie mi nic zrobić. Jednak zrozum Percy. On się odradza i potrzebuje naszej pomocy. Bez nas nigdy nie osiągnie swego celu. Musimy mu pomóc, rozumiesz?
Już miał coś odpowiedzieć, gdy poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Skamieniał, jednak otrząsnął się gdy usłyszał:
- Jak śmiesz go w ten sposób traktować?! Przecież dobrze wiesz, że to nie jest to czego pragniesz Luke!
Blanca wpatrywała się w swojego przyjaciela. Oczy miała pełne łez. Nawet blondyn zadrżał na dźwięk jej głosu.
- To tylko manipulacja Percy, Kronos próbuje cię przestraszyć.
- To dlaczego tu jesteś?
- Twoja podświadomość mnie wezwała, jestem tylko wytworem twojej wyobraźni i tak naprawdę tylko od ciebie zależy, co w tym momencie się z tobą stanie.
- Powiedz mi, gdzie jesteś? Mamy do ciebie dołączyć? Co mamy robić?!
- Ciszej, na bogów! - warknęła. - Nie jestem prawdziwą Blanką, jedynie jej wspomnieniem, które zostało w twojej głowie. Cała ta sytuacja według twojego umysłu nie może się spełnić beze mnie, więc jestem.
Westchnął cicho. A już myślał, że może coś im się uda. Jednak zauważył, że Luke jest zdziwiony jej obecnością. Czyli jego sen też był nakierowywany.
- Chyba czas się rozliczyć, Kronosie. Stań do walki - pewny głos dziewczyny rozległ się po pobojowisku.
- Zabawna jesteś. Chcesz skończyć jak twoi przyjaciele? - głos zaśmiał się. Szatynka skrzywiła się i wyciągnęła miecz. Nie zdążyła jednak nawet wykonać ruchu, gdy jakaś dziwna siła wzięła ją w objęcia i rzuciła o drzewa.
- Blanca! - krzyknęli obaj. Chyba żaden się tego nie spodziewał. Percy podbiegł do niej. Miała rozbitą głowę, z której sączyła się krew. Chciał ją zatamować, ale kompletnie nie wiedział co robić. Dziewczyna jedynie uśmiechnęła się słabo.
- Śmierć za słuszną sprawę, jakże piękna. Dasz radę, Percy.
Obudził się zlany potem. Spojrzał na swoje ręce. Spodziewał się plam po krwi dziewczyny, jednak zobaczył tylko rękawy pidżamy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anonim97
Strażnik Obozu
Dołączył: 30 Gru 2010
Posty: 337
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Percy
|
Wysłany: Czw 22:20, 15 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Oczywiście jak zwykle świetnie, mam tylko jedno pytanie. Co Ty kombinujesz?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Blanca
Muza/Maniaczka Klat
Dołączył: 02 Sie 2010
Posty: 1477
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Maków Płeć: Annabeth
|
Wysłany: Czw 22:28, 15 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Zobaczysz Anon, zobaczysz. Staram się rozbudować jak najwięcej wątków.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Blanca
Muza/Maniaczka Klat
Dołączył: 02 Sie 2010
Posty: 1477
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Maków Płeć: Annabeth
|
Wysłany: Sob 13:11, 29 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Rozdział dwudziesty czwarty.
Rozdzielony na połowę, bo trochę za dużo na raz bym Wam zaserwowała. Miłego czytania!
Chował ostatnie mapy do skrzyni, gdy jego wzrok padł na rysunek leżący na biurku. Strzepnął go do kosza, koncentrując się na planach podboju. Jednak kartka nie dawała mu spokoju. Wyciągnął ją z pojemnika i rozprostował. Oczy dziewczyny spoglądały na niego roześmiane, pełne życia. Po policzku spłynęła mu łza, którą starł ze złością. Jak mógł rozczulać się nad jakimś głupim zdjęciem?! Zresztą, tak bardzo pragnął odsunąć ją od tego planu, by przypadkiem nie stała się ofiarą. Wiedział, że jej nie przeciągnie na swoją stronę. Była zbyt praworządna, wierzyła w swoje racje. W dodatku była bardziej uparta od Thalii. Straciłem niemal wszystkich, próbując poprawić swoje życie. Tylko co mi to życie da w zamian? Pomyślał znów o sarkofagu, który znajdował się w kajucie poziom niżej. Wzdrygnął się. Mimo całej swojej złości nie potrafił wyobrazić sobie czegoś równie obrzydliwego. Niechętnie zostawił zdjęcie w szafce, zamykając ją na klucz. Niepożądane potwory takie jak tamta drakaina nie miały prawa wstępu, jednak mimo tego robiły swoje. Taka już była ich natura. Niszczenie czyjegoś życia w każdy możliwy sposób.
- Tak wiele mi jeszcze brakuje… Chyba zaczniemy od planu z Runem… - mamrotał do siebie, kreśląc ołówkiem po starych zapiskach. Jedyną pomocą byli nieliczni herosi i kilka potworów potrafiących używać komórek mózgowych. Momentami miał ochotę zacząć się na nich wszystkich wydzierać. Zbyt rzadki kontakt z ludźmi sprawiał, że dziczał. Coraz częściej zauważał, że reaguje bardziej agresywnie niż powinien. Kilka razy zdarzyło mu się nawet pobić podwładnych. Gubił się w tym co robi, ale uparcie wierzył, że to wszystko ma sens.
***
Obudziło ją coś mokrego na twarzy. Otworzyła oczy.
- Co ty robisz?! - warknęła, patrząc na kota. - Złaź ze mnie!
Spojrzała niechętnie na zegarek. Kwadrans po piątej nad ranem. Zwierzak siedział w nogach łóżka i przyglądał jej się z zaciekawieniem. Wiedziała, że już nie uśnie. Niezadowolona wstała z łóżka i poszła do łazienki. Założyła czarne dżinsy, białą koszulkę z flagą Ameryki i dżinsową koszulę. Na nogi wciągnęła beżowe martensy. Nie malowała się zbytnio, pociągnęła jedynie rzęsy tuszem, a po policzkach przejechała pudrem. Włosy schowała pod szarą czapką. Tak gotowa podeszła do kota i pogroziła mu palcem.
- Jeszcze raz obudzisz mnie zbyt wcześnie…
Też cię kocham. A teraz idź i zajmij się swoją pracą! Przyjdę do ciebie potem! Fuknęła cicho, słysząc jego głos w swojej głowie. Sama nie wiedziała czemu, ale irytowało ją to. Na Obozie nigdy nie zdarzyło jej się mieć empatycznej więzi z żadnym satyrem ani zwierzęciem leśnym. Potarła wierzchem dłoni głowę. Bolała ją, jakby uderzyła się czymś twardym. Jakbym oberwała kamieniem, auć! Pomyślała, masując obolałe miejsce. A przecież nic jej się w nocy nie śniło, żeby rzucała się po łóżku. Ziewnęła głośno, wzięła plecak i wyszła, zamykając pokój na klucz. Założyła go jako wisiorek do wisiorka i skierowała się do biblioteki. Po drodze, przechodząc przez dziedziniec dojrzała spore zgromadzenie chłopców. Stali dookoła tablicy pełnej wywieszonych kartek. Wyniki, czy dopiero lista? pomyślała, podchodząc bliżej. Ci, widząc ją odsunęli się od niej, kilku pokiwało jej głową. Skojarzyła ich, stali chyba z Liamem gdy opowiadała im o swoim pierwszym zadaniu. Spojrzała na kartki. Godzina egzaminu i nazwisko egzaminatora. Zauważyła Liama. Miał być sprawdzany przez Samuela i Briana. Blanka uśmiechnęła się. Akurat tych dwóch było raczej w porządku, więc powinno mu się udać. Zwróciła uwagę na godzinę. Chłopak od jakichś pięciu minut powinien znajdować się na sali. Odeszła od nich i weszła do biblioteki. Kilkoro uczniów po prostu ją ominęło, jakby była duchem. Co takiego jest niby we mnie nie tak, że uciekają? Sięgnęła książki, których nie zdążyła przeczytać poprzedniego dnia, rozłożyła notatki i zagłębiła się w budowy oraz działanie roślin strączkowych. Miała problem ze skupieniem myśli. Może szukam od złej strony? Kamień w piasek… Cholera, czyżby chodziło o zwykły zmielony na pył kawałek skały? Tylko skoro tak, to jakiego rodzaju miałby być ten piasek?
Dochodziła trzecia, gdy drzwi do biblioteki otworzyły się z hukiem a do środka wpadł roześmiany Liam. Podbiegł do dziewczyny i uścisnął ją mocno.
- Zdałem, zdałem! Z najwyższą oceną!
- Świetnie! Widzisz, mówiłam że ci się uda! - uśmiechnęła się. Chłopak zdecydowanie miał lepszy nastrój niż poprzedniego dnia.
- A ty? Jak ci idzie poszukiwanie rozwiązań? - zapytał. Widząc zasmuconą twarz dziewczyny jego zapał zgasł. Było aż tak źle?
- Nie mam kompletnie pomysłu, próbowałam pomyśleć o wszystkim.
- Może patrzymy od złej strony? Chcesz, abym zgromadził ci wszystkie składniki, które już znamy?
- Byłabym wdzięczna - spojrzała na niego. Zdanie egzaminu bardzo go podbudowało. Stał prosto, z głową uniesioną do góry. Chłopak kiwnął głową i wyszedł. Po kilku minutach wrócił, trzymając w ręku pióro oraz miętę.
- Miętę mamy do naparów, więc panie pielęgniarki się nie buntowały gdy wziąłem. Wodę zawsze można załatwić. Masz kwiat?
- Tak, jest w plecaku.
Usiadł koło niej i przysunął bliżej siebie książkę. Przeczytał kilka zdań, jednak wiadomości jakoś przelatywały mu przez głowę, pozostawiając tylko mętne fragmenty. Nasienie dobroci nie dawało mu spokoju. Jakby już kiedyś słyszał tę nazwę. Mógł oczywiście zapytać ichniejszego zielarza, ale wtedy zostałby posądzony o niesportowe zachowanie. Szokiem było dla niego, że Mistrzowie nie mieli nic przeciwko jego kontaktom z Blanką. Mogli przecież w każdej chwili zakazać mu tego, a dziewczynę zamknąć w jej komnacie, pozostawiając jedynie bibliotekę jako dostęp do świata. Zadowolony ze swoich możliwości zaczął wertować kolejny podręcznik.
- Może szukamy w zły sposób? Może tych składników nie ma wśród flory, a słowa zagadki mają jakieś ukryte znaczenie? - zapytał ją.
- Uwierz mi, myślałam nad tym, ale jakoś nic nie chce przyjść mi do głowy. Korci mnie ten piasek, bo to mogłaby być zwykła przenośnia dotycząca zmielenia czegoś twardego w proch. Tylko jak dotąd nigdy nie spotykałam eliksirów związanych z piórem feniksa bądź kwiatem paproci. Jak dotąd opierałam się na w miarę prostych składnikach, które zawsze mogłam znaleźć w pobliskim lesie. Głowa mi pęka, bo nadmiar wiadomości jest ogromny, o wiele większy niż gdybym miała się tego uczyć tylko dla siebie.
- To nie robisz tego tylko, by być Smokiem? - Liam uniósł brwi. Po raz pierwszy dowiedział się czegoś o niej przez jeden błąd jaki popełniła. Blanca spuściła wzrok i zarumieniła się.
- Nie sądzę, by cię ta sprawa interesowała - burknęła, bazgrząc po pergaminie. Po kilku chwilach wykształciła się w nim spora dziura. Brunet jednak nie miał zamiaru dać jej spokoju. Wręcz przeciwnie, chciał wiedzieć jak najwięcej.
- Chodzi o twojego chłopaka czy co? - zapytał, próbując by brzmiało to w miarę naturalnie. Musiał być ostrożny, bo nie wiedział czego się po niej spodziewać. W każdej chwili mogła go przyłapać.
- Nie mam chłopaka - wymamrotała. Poczuł się głupio, widząc jak speszona wpatruje się uparcie w jedno miejsce w książce. Oczy zaszły jej łzami. Mimo tego, że źle się z tym czuł, jego żołądek skakał z radości. Nie ma opcji, nie będę nawet do niej startował, a gdzie tam! Nie moja bajka!
Blankę pytanie Liama zbiło z tropu. Ile brakowało jej i Luke’owi, by zostali parą? W sumie niewiele. Spędzali ze sobą masę czasu, znali się lepiej niż ktokolwiek inny. Ba, nawet przychodził kilka razy do niej w nocy, byleby posiedzieć lub utulić ją do snu. Tego jej brakowało. Kogoś, kto troszczy się o nią, mimo że tego nie potrzebuje.
- W moim geście leży dobro świata. Mam… wygórowane plany - dodała.
- Dobra, nie pytam bo chyba trafiłem na zły temat.
- To nie twoja wina… - uśmiechnęła się pocieszająco. Łzy zniknęły równie szybko jak się pojawiły. Teraz wyglądała jedynie na zmęczoną. - Zresztą, gdyby mój ojciec mógł, nigdy nie pozwoliłby mi się tu dostać.
- Dlaczego niby? Wiem, to szkoła chyba w niemal stu procentach złożona z mężczyzn, ale zdarzały się pojedyncze przypadki…
- Serio? Jakie? - zaciekawił ją. Tego nikt jej nie powiedział.
- Było ich kilka, są zapisane w kartach historii tego Zakonu, ale nie zostały nikim szczególnym. Wyróżniały się jedynie płcią. Bez urazy - dodał szybko, unosząc ręce w obronnym geście.
Pokiwała głową. Ona przejdzie do historii. Jako ta najbardziej uparta i niezależna. No i ta, która zaraz po wejściu zaatakowała jednego ze Smoków.
- Nie pozwoliłby mi, bo wiedział jak odmienna od niego jestem. Mam w sobie za dużo lojalności… to chyba moje hybris, ale nie jestem co do tego pewna. Zawsze wydawało mi się, że będzie to raczej jakaś część mojego ciała niż cecha charakteru…
- Przepraszam, że ci przerywam, ale co to jest to hydris?
- Hybris. Jest to jedna rzecz charakterystyczna rzecz dla każdego herosa, która może go doprowadzić do zguby. Każdy wielki bohater mimo wszystkich swoich talentów potrafił przez jedną, chociażby najmniejszą rzecz stać się nikim.
- Wow - mruknął, patrząc na nią. Nie wyglądała, jakby coś miało ją złamać. Raczej ona mogła złamać kogoś w pół.
- Walczyłeś kiedyś czymkolwiek innym niż swoją mocą? - głos Blanki przywrócił go z rozmyślań. Spojrzał na nią zdziwiony.
- Wydaje mi się że nie, bo od małego mieszkam tutaj.
- Powinieneś spróbować, miecz to najlepszy przyjaciel człowieka - uśmiechnęła się, odruchowo łapiąc za swój nadgarstek. Rzemyk pełen koralików zadrgał, gdy energia ukryta w nim zetknęła się z jej opuszkami palców. Przyjemne mrowienie przeszło jej przez dłoń. Była tu już dość długo, a jeszcze nigdy nie miała okazji potrenować.
- Macie tu jakieś areny?
- Jest jedna wielka, zwiemy ją Koloseum. Chcesz poćwiczyć?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Blanca dnia Sob 13:12, 29 Gru 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Raphael
Kryzys Tantala
Dołączył: 05 Wrz 2012
Posty: 567
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Percy
|
Wysłany: Sob 13:26, 29 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Tak! Rozdział jest świetny, ale i to mało powiedziane. Wszystko pisane na luzie, prosto, ale z gustem.
Bardzo mi się podoba to, że używasz metafor i epitetów jak z jakiejś poezji, np. Nasienie dobroci. Masz dobre, rozległe opisy. Chciałbym tak pisać. Mówiłem, że rozdział jest świetny, niesamowity i tak dalej?
Blanca oszukuje. Sam mnich mówił, że nikt nie powinien jej pomagać, ale Liam jej pomaga.
Postacie na początku historii były schematyczne i zbyt idealne. Każdy stał po stronie dobra i wszystkim pomagał Każdy chciał dobrze. Teraz jest nieco lepiej, ale wciąż czuję tą schematyczność.
Ogółem pisz dalej, bo piszesz ARCYDZIEŁO!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
electra
Boy z hotelu Lotos
Dołączył: 18 Paź 2012
Posty: 303
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: z nad morza <3 Płeć: Annabeth
|
Wysłany: Sob 14:25, 29 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Proszę Cię nie kończ tego pisać. To jest super =]. Nie wiem jak inni ale ja to będe czytała do końca.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
*Verte*
Błyszczyk Afrodyty
Dołączył: 15 Sie 2012
Posty: 347
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stolica, Warszawa :) Płeć: Annabeth
|
Wysłany: Sob 16:14, 29 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Muszę ci powiedzieć Blanca, że czytając pierwszy rozdział mówiłam sobie w duchu "Rany, kolejna osoba która robi z siebie herosa". Nie znałam wcześniej, ani ciebie, ani twojej twórczości, więc mi to wybacz
Po pierwsze- stworzyłaś coś niewiarygodnie,bardzo dobrego (dobra, dziwne zdanie). Droga Smoka, jest naprawdę świetnym opowiadaniem, tfu... jest naprawdę świetną książką. Jak już skończysz, to wydrukuję sobie całość i postawię na półce Nie chcę się wymądrzać, bo wiadomo- nie jestem doświadczona. Powiem ci jednak, że miałaś super pomysł na wprowadzenie nowej postaci, a zarazem głównej i trzymałaś się tej "głównej" fabuły książki.
Po drugie- Masz świetny styl pisania. Lekki i przyjemny. Potrafisz pisać tak, ze kiedy pojawiają się trudne chwile w akcji, to nakrapiasz to humorem, tak więc ogromny +.
Po trzecie- (chyba najważniejsze) Zaciekawiasz czytelnika. Przyznaję się, że kiedy zaczęłam czytać, oderwałam się od tego dopiero wtedy kiedy zobaczyłam, że nie ma już przycisku "Następna strona".
Cóż mi pozostaje... Czekam na więcej i mam nadzieję, że niedługo wstawisz nowy rozdział.
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Blanca
Muza/Maniaczka Klat
Dołączył: 02 Sie 2010
Posty: 1477
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Maków Płeć: Annabeth
|
Wysłany: Nie 12:40, 30 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Rozdział dwudziesty piąty.
Kiwnęła głową. Zabrali szybko książki i wyszli na zewnątrz. Ciepły wiatr, który uderzył ją w twarz pobudził ją do działania. Kilku chłopaków stojących nieopodal spojrzeli na nią z zainteresowaniem. Spróbuję chociaż być miła. Uśmiechnęła się do nich, na co oni spojrzeli zaskoczeni, jednak widząc Liama koło niej kiwnęli im głową.
- Ty ich nie przekabacaj na swoją stronę, co? - zaśmiał się brunet, skręcając w lewo.
- Jesteś jedyną osobą z którą mogę rozmawiać nie licząc Samuela i innych Smoków, więc nie dziw się, że zaczyna mnie to wszystko powoli nudzić.
Szli raźnym krokiem, gdy w pewnym momencie ujrzała budynek. Rzeczywiście, z zewnątrz przypominał Amfiteatr Flawiuszy, ale oryginał był masywniejszy i większy. I zapewne dużo starszy. Weszli do środka. Dookoła placu do walki rozmieszczone były siedzenia. Czuła się niemal jak w tym samym teatrze, który mieli w Obozie. Były bardzo do siebie podobne. Nie myśl o tamtym miejscu, nie myśl, NIE MYŚL!
- Zwykle jest tak, że na ćwiczenia zbiera się minimum dwóch uczniów, nauczyciel i lekarz. Nie używamy manekinów, chyba że wykonujemy zaliczenia. Są one trochę jak roboty, umieją same walczyć jakby z własnym instynktem, ale są dosyć głupie. Którego ci dać?
- Najtrudniejszego. U nas wśród herosów na takie coś mówimy autonomy.
Chłopak pokiwał głową i wszedł do niewielkiego pomieszczenia. Słyszała jak szepcze, ale nie potrafiła go zrozumieć. Po chwili wyszedł stamtąd w towarzystwie około dwumetrowego mężczyzny wykonanego z brązu. Zdziwiona uniosła brwi.
- To coś ma mnie pokonać? - zadrwiła, pokazując palcem na stwora.
- Żebyś się nie zdziwiła. Finite - wymamrotał, nakazując manekinowi walczyć. Blanca pociągnęła za jeden z koralików i w jej ręce zmaterializował się jeden z jej najstarszych mieczy - stary, kochany i wykonany z niebiańskiego spiżu. Jego rękojeść była owinięta skórą, a na końcówce znajdował się sporych rozmiarów rubin osadzony w złotym czubku. Jej pierwszy miecz; po raz pierwszy trzymała go gdy skończyła dziesięć lat. Mieszkała wtedy jeszcze w Los Angeles.
Ciężar ciała przeniosła na prawą nogę, którą wysunęła do przodu. Dłoń mocniej zacisnęła się wokół rękojeści. Autonom zaszarżował. Mogła uciec, ale postanowiła sprawdzić ile siły zostało jej w ramionach. Zaparła się mocno i wystawiła miecz przed siebie, chroniąc twarz. Dźwięk zderzających się kling rozdarł ciszę, jaka panowała na arenie. Blanca zachwiała się i upadła do tyłu. Czysty metal, dlatego taki ciężki. Nie na długo. Jako dziecko Ateny miała sporo zdolności dotyczących strategii i walki. Słabe punkty przeciwnika wyczuwała natychmiast. W tym przeciwniku był to niewielki kawałek metalu przyspawany tam, gdzie powinien być kark. Miejsce zasilania, pomyślała. Wstała szybko, otrzepała dłonie i odbiła uderzenie. Liam przyglądał jej się z zainteresowaniem. Blanca w tym czasie zdołała odrzucić na kilka metrów autonoma dzięki kopnięciu z półobrotu. Przyblokowała wierzchem klingi cios i przewinęła się między ramionami przeciwnika. Znalazła się tuż przed jego głową. Uderzyła czubkiem ostrza w lewy bark, a gdy ten zareagował instynktownie podnosząc ręce w kierunku ‘bolącego’ miejsca ukucnęła i przeturlała się na bok. Podcięła łydkę autonomowi i w momencie jego upadku przeskoczyła nad nim. Przerzuciła miecz do lewej ręki i wbiła klingę w miejsce, które wcześniej wyczuła jako najsłabsze. Manekin zadygotał i padł bez ruchu. Odetchnęła głęboko. Niby krótki pojedynek, ale jednak miło było znów począć narastającą adrenalinę, pot spływający po czole i plecach oraz to dziwne uczucie skurczu w brzuchu. Liam zaklaskał cicho.
- Następnym razem włączę kilka na raz, bo widzę, że się nudzisz.
Spojrzała na niego i uśmiechnęła się uroczo. Odgarnęła włosy do tyłu. Rzuciła mu swój miecz pod nogi.
- Wolałabym spróbować z tobą - przygryzła wargę, wyciągając następną broń. Tym razem był nim jej ulubiony. Używała go podczas każdej walki o flagę. Klinga miała w swoim stopie niewielką ilość stali damasceńskiej, dzięki czemu ciężko ją było złamać. Rękojeść nie wyróżniała się niczym poza kolorem. Srebrna, błyszczała jakby ją posmarowano farbą z diamentowym proszkiem. Końcówkę zdobił rzeźbiony napis po starogrecku: Samozapłon. Pokręciła nim kilka razy i zadowolona spojrzała na bruneta. Chłopak stał lekko zdezorientowany.
- Nie mów, że nie miałeś miecza w dłoni, bo ci zaraz przywalę płaską stroną klingi w którąś z czułych części ciała.
- Miałem, ale kiepski ze mnie wojownik - wymamrotał. Czuł się jak idiota, bo dziewczyna zaginała go w niemal każdej dziedzinie.
- Nauczę cię, to nie takie trudne. Najważniejsze to trzymać gardę i nie bać się próbować - odpowiedziała. Odeszła od niego kilka kroków i przyjęła pozycję. Chłopak powtórzył to co ona.
- Sam musisz wybrać, jak ci jest wygodnie, kopiowanie mnie to zły pomysł. Dzieciaki Ateny zawsze kombinują jak by tu stanąć, żeby zdezorientować przeciwnika.
Chłopak musiał przyznać jej rację. Strasznie niewygodnie stało mu się w ten sposób. Wysunął lewą nogę do przodu i ułożył miecz wzdłuż prawego uda, ściskając mocno rękojeść. Blanca tylko uśmiechnęła się. Już dawno poznała jego słabe punkty. Teraz zamierzała je wykorzystać.
- Mała podpowiedź. Twoja moc spokojnie przeniknie ten miecz, ale wiąże się to z większą utratą energii, więc walcz roztropnie.
Sama uderzyła czubkiem ostrza o ziemię i mruknęła coś. Niedosłyszał, jednak po chwili dowiedział się, o co chodziło. Klingę otoczyły języki srebrnego ognia. Zdumiony odsunął się. Szatynka przejechała po nim dłonią. Skinęła na Liama i dała mu znak. On zaczynał. Niepewnie postąpił do przodu i zamachnął się. Blanca zrobiła maleńki krok w lewo i ostrze minęło ją o cal. Próbował kilka razy zaatakować z boku, ale zawsze odsuwała się w ostatniej chwili, podnosiła rękę lub nogę. Nie atakowała go, przyglądała się tylko, jak z każdym wykonanym ciosem był coraz bardziej zmęczony. W końcu gdy stanął i puścił miecz na ziemię, drgnęła. Zgasiła klingę swojej broni, podeszła do niego i przygwoździła mu czubek ostrza do gardła.
- Nigdy, ale to przenigdy nie rzucaj broni bez powodu. Ona w każdej chwili mogłaby ci uratować życie - warknęła. - Zacznij wreszcie myśleć! Dlaczego nie słuchasz tego, co ci mówiłam na początku?! Użyj mocy! To nie takie trudne, wystarczy się skupić!
Zwiesił głowę. Nie wiedział co robić.
- W takim razie mi pomóż, a nie! Stoisz sobie i nic tylko komentujesz! - odgryzł się jej, zanim zdołał się powstrzymać.
- Nie jestem w stanie ci pomóc, musisz sam tego dokonać. Mogę cię tylko nakierować na to, co masz zrobić. Miecze mają to do siebie, że wyczuwają pewność swojego właściciela. Mimo że używasz nieswojej broni masz prawo nią sterować. Skup się, wyobraź jakąś sytuację, a obiecuję, że on sam cię poprowadzi. Jesteś magiem, powinieneś być urodzonym szermierzem.
- To dziwne, bo nigdy o tym nie słyszałem - poirytowany rzucił w jej stronę miecz. Nawet nie mrugnęła, tylko wyciągnęła rękę, a rękojeść idealnie wpasowała się w jej dłoń.
- Wszystko przez to twoje podejście. Nawet nie wiesz jak to razi takie osoby jak ja. Powinieneś być mi wdzięczny, że poświęcam ci czas.
Tego było już za wiele. W tym momencie brzmiała jak zadufana idiotka i Liam nie miał zamiaru puścić jej tego płazem. Zacisnął dłonie w pięści i wywołał lianę, która chwyciła przegub dziewczyny. Wytrąciła jej miecz z dłoni i przyniosła go brunetowi. Chłopak chwycił broń, ale tym razem poczuł wibracje dochodzące z wnętrza klingi. Zamachnął się i olbrzymi głaz oderwał się od ziemi i uderzył w dziewczynę, odrzucając ją na kilka metrów. Opuścił dłoń z wycelowanym w nią mieczem dysząc ciężko. Miała rację, takie rzeczy czerpały ogromne pokłady energii, ale również świetnie się sprawdzały w ofensywie. Gdy adrenalina opadła podbiegł do niej. Z przerażeniem zobaczył, że Blanka leży nieprzytomna, a z czoła płynie strużka krwi. Miała rozorane ręce, widocznie próbowała swoimi siłami powstrzymać nadchodzący głaz. Widocznie nie spodziewała się takiego wybuchu z jego strony.
- Błagam, tylko nie umieraj, jesteś mi potrzebna, żeby się stąd wydostać! - mamrotał, klepiąc ją po policzku. Otworzyła oczy i momentalnie je zamknęła, sycząc cicho.
- Moje… leki… - wycharczała, próbując się podnieść.
- Już po nie idę, tylko się nie ruszaj - rzucił się pędem w stronę plecaka, który leżał u stóp siedzeń. Blanka zdążyła już usiąść i z niemałym zdziwieniem rozglądała się dookoła.
- Co to do cholery było?! - warknęła, chwytając ramię plecaka. Wyjęła pokaźną drewnianą skrzynkę. Otworzyła ją i ze środka wynurzyła się delikatna smuga dymu. Rozłożyła szafeczki na boki. Liam patrzył z niedowierzaniem jak przegląda swoje zasoby. Ona ma tu wszystko! Gdzie mogła znaleźć lulek i piołun? Nawet w lasach Amazonki tego nie ma!
- Mogłeś mnie chociaż uprzedzić, może zdołałabym się schylić. W każdym bądź razie gratuluję, dobra robota. Może nie użyłeś za bardzo miecza, tak naprawdę jedynie nim machnąłeś, ale… coś to jednak było - powiedziała, tamując krew. Zauważył, że najpierw zajęła się swoją twarzą, dopiero potem opatrzyła ręce.
- Jest jakiś powód dla którego opatrujesz się zawsze w tej samej kolejności? - zapytał ją.
- Czy ja wiem… Po prostu zawsze uczono mnie, że pierwsze co musi być opatrzone to głowa, następnie klatka piersiowa, dopiero potem kończyny. Zależy od tego, gdzie jesteś ranny. Wiesz, odpowiednie organy i te sprawy…
Kiwnął głową. Wciąż zastanawiało go, że mimo tak mocnego uderzenia ona nawet nie jęknęła, jedynie wzięła się za ‘lizanie ran’ i jeszcze go pochwaliła. Ona zdecydowanie jest szurnięta, pomyślał.
- Chodź, chyba muszę odpocząć. Jak poczuję się lepiej to tu przyjdziemy i nauczę cię porządnie trzymać gardę, bo twój widok mnie niszczy po prostu - odezwała się, wstając. Zachwiała się lekko. Złapał ją w pasie, ale po chwili odsunął się. Czuł się, jakby naruszył jej sferę prywatności. Blanca natomiast nawet się tym nie przejęła, wzięła tylko swoje rzeczy i skierowała się w stronę wyjścia.
- Idziesz? - rzuciła do niego, spoglądając przez ramię. Powoli ruszył za nią, spoglądając na jej spokojny chód. Nie miała problemów z równowagą, więc odrzucił od siebie myśl o wstrząśnieniu mózgu. Nie rozumiał wielu rzeczy. Skąd ona tak naprawdę jest i dlaczego za wszelką cenę chce się dostać do Zakonu? Co takiego dałaby jej nauka tutaj? Musiał się dowiedzieć. Jedyną wskazówką był blondyn ze zdjęcia, ale bał się, że jeśli o niego spyta, Blanca zniszczy go jednym pchnięciem którymś ze swoich mieczy. Ile ich jeszcze miała? Czy każdy potrafił płonąć żywym ogniem, tak jak tamten srebrny? Tyle pytań cisnęło mu się do głowy, że nie wiedział na czym się skoncentrować. Gdy doszli do jej komnaty, szatynka poszła się przebrać i przemyć na wszelki wypadek czoło, a on usiadł przy biurku i spojrzał za okno. Na krześle przewieszona była koszula. Podniósł ją do ręki. Zdecydowanie za duża jak na dziewczynę. Podsunął ją pod nos i momentalnie poczuł męskie perfumy. Pewnie należała do niego. Poirytowany jego wszędobylską obecnością zajrzał do książek.
- Dobra, myślę że możemy wrócić do poszukiwań - usłyszał Blankę. Wyszła z łazienki w krótkich czarnych spodenkach i białej bokserce. Na głowie miała turban. Pachniała czymś słodkim, jakby truskawkami albo pomarańczą. Nie był w stanie tego określić. Zarumienił się lekko i wrócił wzrokiem do książek.
- Musimy przejrzeć księgi z działu dostępnego tylko dla Mistrzów i Lordów. Trzeba będzie się tam zakraść którejś nocy.
- Skąd wiesz, że coś tam znajdziemy? - zapytała, rozpuszczając włosy z ręcznika. Ciemne, mokre loki opadły jej na ramiona. Usiadła koło niego.
- Sądzę, że nie daliby ci zadania, które znalazłabyś gdzieś w pierwszej lepszej książce. Zapewne musisz się wykazać sprytem i umiejętnością zakradania. Wiadomo, bez odpowiedniego hasła i kwitka nie mamy czego szukać, ale jako dziecko Ateny powinnaś być w takich rzeczach niezła…
Prychnęła. Dlaczego wszyscy myśleli o niej według podanych przez kogoś stereotypów? Uderzyła go pięścią w ramię.
- Faceci, zawsze kierujecie się tylko tym, co usłyszycie jako pierwsze. Dzieci Hermesa to mistrzowie włamywania, Atena zawsze pracuje fair. Ale ja nie jestem idealnym dzieckiem bogini mądrości, więc masz szczęście - słysząc to ostatnie zdanie Liam uśmiechnął się. Obawiał się, że zepsuł sobie u niej reputację. Blanca wyjęła z kieszeni spodni niewielki wytrych. Pomachała nim przed nosem chłopakowi.
- O której zaczynamy akcję?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
*Verte*
Błyszczyk Afrodyty
Dołączył: 15 Sie 2012
Posty: 347
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Stolica, Warszawa :) Płeć: Annabeth
|
Wysłany: Nie 12:49, 30 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
O mój boże...
Słów m zabrakło!
Rozdział świetny! Bardzo mi się podobał. Liam i Blanca Coś się święci
Jedyne co mi się w oczy wrzuciło to to zdanie:
Blanca napisał: | Ciepły wiatr, który uderzył ją w twarz pobudził ją do działania. |
Powtórzenie
Pozostaje mi czekać na następne rozdziały. Wybacz, że nie ma obszernego komentarza, ale nie umiem ich zbytnio pisać
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Raphael
Kryzys Tantala
Dołączył: 05 Wrz 2012
Posty: 567
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Percy
|
Wysłany: Nie 12:59, 30 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Rozdział świetny Blanca. Inaczej powiedzieć nie można. Po prostu wybitny.
Świetnie wykreowałaś Liama. Jest to postać skryta, lekko wstydliwa i tajemnicza, mająca w sobie nutkę dwulicowości.
Blanca trochę zbyt idealna, ale w tej sprawie się poprawiasz znacząco. No i świetnie wymyśliłaś to połączenie Blanki ze snami Percy'ego. Wielki szacun.
Błędów nie zauważyłem, a nawet gdyby były to naprawdę znikome literówki. Popieram w zupełności komentarz Verte.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
electra
Boy z hotelu Lotos
Dołączył: 18 Paź 2012
Posty: 303
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: z nad morza <3 Płeć: Annabeth
|
Wysłany: Czw 18:14, 03 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Nie wiem jak to zrobiłam ale nie przeczytałam tego wcześniej... ale genialne... pisz dalej.=]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Blanca
Muza/Maniaczka Klat
Dołączył: 02 Sie 2010
Posty: 1477
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Maków Płeć: Annabeth
|
Wysłany: Śro 19:42, 13 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Rozdział dwudziesty szósty.
Część pierwsza tego, co planowałam wstawić w Walentynki. Jak się komuś będzie chciało, miło mi będzie widzieć Wasze opinie. Enjoy.
Zakradnięcie się do słynnego zakazanego działu było dla Blanki wyjątkowo proste. W cholewce trampka miała schowany jeden z wytrychów autorstwa braci Hood, zaś w warkoczu schowała niewielki sztylet, zdolny do przecięcia twardych stopów metali. Zmieniła ubranie na obcisłe legginsy, wygodny t-shirt i wiatrówkę. Noce nie należały do najcieplejszych, a sama nie wiedziała czego się spodziewać. Doszli do Biblioteki dosyć szybko, chowając się za kolumnami, gdy zobaczyli czyjś cień majaczący na podłodze. Blanca szybko zauważyła, że skradanie się to zdecydowanie nie jest domena Smoków Ziemi. Liam chodził bardzo głośno, nie zważając na to, gdzie stawia kroki. Kilka razy prychała na niego, ale on nic sobie z tego nie robił. Jak tak dalej pójdzie, zwiążę go, zaknebluję i zostawię. Odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła drzwi do Biblioteki. Przemknęli między regałami. Trzymając w dłoni kamień z magicznym światłem, szatynka rozglądała się dookoła. W dzień, kiedy to miejsce było oświetlone czuła się pewniej, teraz bała się wszelkich pułapek. Kilka masek i twarzy widniejących na ścianach i obrazach spoglądało na nią złowrogo. Przyspieszyła kroku.
- Daleko jeszcze? - szepnęła do Liama.
- Zaraz za tym regałem - odpowiedział. Przesunął jakąś lampę i przed nimi pojawiły się drzwi. Ciemne, metalowe, niemal nie do przejścia.
- Spróbujmy - mruknęła, wyciągając sztylet. Zamachnęła się i uderzyła w nie klingą, ale ręka odbiła się, a broń poleciała do tyłu, robiąc sporo hałasu.
- Cholera! - wyjęła wytrych. Podeszła bliżej zamku. Nie wyglądał skomplikowanie, wystarczyło mieć odrobinę szczęścia. Zaczęła kręcić. Pierwsze dwa zamki łatwo puściły, dzięki czemu drzwi zaskrzypiały i poruszyły się nieznacznie. Zadowolona ścisnęła mocniej wynalazek synów Hermesa. Z tego co się orientowała, zostały jej jeszcze cztery zasuwy. Z dwoma z nich uporała się w pięć minut, następny poszedł dopiero po dziesięciu.
- Został już tylko jeden, ale nie chce iść skubany… - warknęła. - Podaj mi sztylet!
Liam szybko sięgnął po broń. Blanca wcisnęła ją w zamek i wtedy zasuw puścił. Starła pot z czoła. Obawiała się, że zaraz ktoś przyjdzie. Wemknęli się do środka. Dała kamień Liamowi, a sama rozejrzała się. Ze zdumieniem przyglądała się tytułom, o których tak często słyszała, a które zawsze znała jako niedostępne dla zwykłych ludzi. To był temat tabu dla ludzi zorientowanych - korzystanie z czarnej magii oraz używanie mocy odziedziczonej po boskich rodzicach. Podeszła do regału i wyciągnęła jeden z większych woluminów. Starła kurz z okładki i przyjrzała się.
- Magia obronna Zakonu Ziemi - przeczytała na głos. Spojrzała z zainteresowaniem na Liama, który podszedł do niej.
- Na mnie nie patrz, tych książek nam nie udostępniają. Skoro jest tutaj, musi zawierać coś, co Mistrzowie uznali za zagrożenie.
- Mógłbyś mi coś wyjaśnić? Jak wygląda u was hierarchia? Bo cały czas słyszę Lord, Mistrz, Smok… Ale nie jestem w stanie się połapać kto tu jest najważniejszy.
- Na samym dole są nowicjusze, potem adepci. Ci, którzy przetrwali więcej niż rok nauki nazywani są secunde, czyli drudzy w kolejce. Uczniowie spędzający tu ostatni już rok to primere, czyli pierwsi do uzyskania stopnia Mistrza. Po ukończeniu nauki zostajesz Mistrzem, a Smok jest po prostu określeniem pełnoprawnego maga. Kończąc jakieś tam zajęcia możesz uzyskać dodatkowo tytuł Wielki. Na co to komu nie wiem, w każdym bądź razie najwyżej są Lordowie. Ci mają staż odbyty w jakichś dziwnych miejscach, ale szanse dostają tylko wyjątkowi. Trzeba się wykazać niesamowitymi umiejętnościami panowania nad żywiołem. Władzę sprawuje Rada złożona z kilku najlepszych Lordów oraz Wielkich Mistrzów. Nad nimi jest tylko Wielki Lord.
- Dobra, łapię. Bałam się, że to wszystko jest bardziej skomplikowane? Zdarza wam się nepotyzm tutaj czy raczej nie?
- Rzadko kiedy Mistrzowie i Lordowie są spokrewnieni, a zresztą, każdy walczy fair play. Mamy stąd wynieść umiejętności magiczne, nie przebiegłe sztuczki.
- Ambitnie. Bierzmy się do roboty, mamy sporo do przejrzenia. Potrzebujemy książki, która wykaże właściwości tych składników, których nie mamy opisanych. Masz tekst?
Pomachał jej karteczką przed oczyma.
- Potrzebujesz światła? - zapytała. Kiwnął głową. Oddała mu swój kamień.
- Też będziesz tego… - zaczął.
- Dam radę, uwierz mi - odpowiedziała. Przymknęła oczy i skupiła się. Złączyła dłonie i po chwili między nimi kołysał się niewielki, zielony płomyk. Zawiesiła go nad ramieniem i zabrała się do roboty. Liam tylko westchnął. Powinien przestać się dziwić. Wiedział, że trochę im się zejdzie, więc zdjął plecak i wyjął z niego termos. Nalał sobie kawy i sięgnął ręką po pierwszą książkę. Wiele słów było wytartych, wypalonych albo zalanych. Niezadowolony przekręcił kilka kartek dalej. Czując, jak delikatny pergamin łamie się pod jego dotykiem, zaklął cicho. Odsunął od siebie tomisko i spojrzał na Blankę. Dziewczyna wodziła palcem po grzbietach ksiąg, mamrocząc coś do siebie, co chwila sprawdzając jakieś słowo na kartce lub w słowniku. Dziecko książek… ciekawe kiedy nauczyła się czytać. Jako heros teoretycznie nie powinna umieć czytać po angielsku, ale kto ją tam wie. Ma zdecydowanie zbyt wiele tajemnic, które przydałoby się wiedzieć. Chociaż, grzebanie w jej przeszłości może okazać się naprawdę nieprzyjemne. W dodatku pewnie miałaby mi to za złe.
Siedzieli już kilka ładnych godzin, gdy Blanca dojrzała za oknem wschodzące słońce. Podniosła wzrok na Liama. Chłopak drzemał cicho nad jedną z kilkunastu rozłożonych dookoła siebie książek. Przetarła zmęczone oczy i uśmiechnęła się. Wyglądał uroczo. Złapała kubek do ręki i nalała sobie resztę kawy. Napój był już zimny, ale po kilku łykach poczuła przyspieszający puls. Spojrzała na swoje notatki. Nie znalazła nic ciekawego, zaledwie kilka propozycji, jednak każda z nich miała jakąś wadę. Coś nie pasowało w stu procentach. Czując narastającą irytację zamknęła z hukiem książkę. Kurz osadzony na okładkach uniósł się i przesłonił jej widok. Zakasłała cicho.
- Liam, obudź się! - dźgnęła chłopaka w ramię. Podniósł niespokojnie głowę rozglądając się dookoła.
- Nic tu nie ma, mógłbyś mi pomóc! Czuję się kompletnie zagubiona w ilości tych książek! Są cudowne, ale co z tego, skoro nieużyteczne?
- Dobra, już się ruszam. W którym dziale ostatnio patrzyłaś?
- Eliksiry i inne takie, no bo gdzie można tego szukać? - sarkazm był tak mocno wyczuwalny w jej głosie, że o mało co się nie zgarbił, tak bardzo poczuł się skarcony. Mimo tego spojrzał na nią zdenerwowany.
- A może to wcale nie musi mieć jakiegoś wielkiego związku z miksturami? Może chodzi o jakiś sposób walki? - odszczeknął się. Zatkało ją. Nawet o tym nie pomyślała, a chłopak mógł mieć rację. Zarumieniła się i pokiwała głową.
- Przepraszam, ja… po prostu chciałabym mieć to już za sobą. Czas strasznie szybko leci, a jest tyle rzeczy o których wciąż nie mam pojęcia… - zagryzła wargę, próbując się nie rozpłakać.
- Już, wszystko gra. Podręczniki z transmutacji powinny coś zdziałać jeśli chodzi o wersy z przemienianiem - wymamrotał, uspokajając szatynkę. Odszedł w stronę półek i zaczął po kolei wyjmować coraz grubsze tomiszcza na biurko. Blanca wzięła pierwszy z brzegu i otworzyła z zaciekawieniem. Widok człowieka zmieniającego kształt nieco ją przestraszył. Przekręciła kolejne strony.
- Nie wiem czemu, ale podoba mi się to. Tu jest tyle informacji jak zwiększyć zasoby swojej energii i jak ją skutecznie wykorzystywać! - pisnęła. Takie rzeczy bardzo przydałyby się na treningach w Obozie. Dzieciaki nie marnowałyby czasu na ćwiczenia siłowe, by chociaż unieść miecz ważący często więcej niż by się wydawało. Ci, którzy mieli kondycję dawali sobie szybko radę, ale słabszym zajmowało to nawet długie miesiące treningów wytrzymałościowych.
- Przeglądaj pod kątem przygotowań, czego potrzeba do tej transmutacji i jak to się robi. Może się uda. Idę jeszcze po jakieś książki od eliksirów.
Pokiwała głową i wróciła do lektury. Tyle wiadomości! A wszystkie skrzętnie skrywane przed młodymi, chłonnymi umysłami. Ci ludzie mieli zdecydowanie dziwne podejście do zdobywania wiedzy. Spisała kilka przykładów, gdzie ociosano różne rodzaje skał w pył, ale wciąż nie była pewna. Jakieś wewnętrzne przeczucie nie pozwalało jej zaakceptować tego, co znalazła w książkach. Poza tym, po co jej przekształcanie myszy w karalucha? Przydałbyś mi się, nawet nie wiesz jak bardzo. Przytuliłbyś mnie, powiedział, że tyle książek to nic, że czytałam w szkole więcej. A teraz? Muszę sama to wszystko robić. Nienawidzę cię!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
electra
Boy z hotelu Lotos
Dołączył: 18 Paź 2012
Posty: 303
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: z nad morza <3 Płeć: Annabeth
|
Wysłany: Śro 19:55, 13 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
<3 <3 <te>.< No błędów nie będę wytykać bo chyba nawet ich nie znalazłam... Pisz dalej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Raphael
Kryzys Tantala
Dołączył: 05 Wrz 2012
Posty: 567
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Percy
|
Wysłany: Czw 17:12, 14 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Muszę przyznać, że jest to bardzo ciekawy rozdział, a właściwie jego część. Wątek z zakradnięciem do zakazanego działu jest moim zdaniem dość dobry i przypomina mi nieco motyw z Harry'ego Pottera i Kamienia filozoficznego.
Dialogi są kwintesencją twego opowiadania. Są prowadzone na luzie, a sarkazm Blanki w rozmowach czy to z Liamem czy z innymi bohaterami po prostu uwielbiam. Fajnie, że używasz przekleństw, ale masz bardzo dobre wyczucie ich używania. Jeśli są to w tych momentach gdzie powinny być i nie są one wpychane na siłę. Dobrze, że z nimi nie przesadzasz.
Twój styl jest świetny. Luźny i prosty. Łatwo nim operujesz. Bardzo mi się podoba.
Cały fragment, który wstawiłaś opowiada właściwie o przeszukiwaniu zakazanej biblioteki i poszukiwaniu odpowiedniego eliksiru, więc tu fabuły za bardzo oceniać nie będę. Za to muszę Cię pochwalić za rozbudowę rozmowy o wątek z hierarchią zakonu. Znacznie to ubarwia rozdział i dzięki temu więcej dowiadujemy się o samym miejscu akcji. Mam nadzieję, że będzie więcej takich wstawek mówiący o zakonie, w sensie jego historii itp. Ubarwi to twoje opowiadanie.
Liam w tej historii jest najlepszą postacią. Nie wiem czemu, ale bardzo lubię tę postać. Blanca też staje się coraz bardziej skomplikowaną i rozbudowaną postacią.
No i czekam na więcej, bo rozdział jak i cała fabuła bardzo ciekawe są... Ogółem bardzo fajne - wybitne.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Blanca
Muza/Maniaczka Klat
Dołączył: 02 Sie 2010
Posty: 1477
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Maków Płeć: Annabeth
|
Wysłany: Czw 20:34, 14 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Rozdział dwudziesty szósty, part 2.
Czuła, że sen zbliżał się nieubłaganie. Nawet nie próbowała siedzieć prosto, tylko leżała na biurku z głową podpartą dłonią. Przerzucała kartki, zwracając uwagę jedynie na co ciekawsze nazwy, gdy w pewnym momencie poczuła ból na palcu. Podniosła rękę do góry. Zacięła kciuka jedną ze stronic. Przyłożyła krwawiący palec do ust i spojrzała na ‘winowajcę’. Kartka była grubsza niż pozostałe. Dojrzała delikatne rozcięcie na środku. Wyjęła z kieszeni scyzoryk i dociągnęła przerwę do brzegów.
- Stara sztuczka, ale jakże skuteczna… - mruknęła pod nosem. Zaczęła czytać.
Już od najdawniejszych czasów bazą do wszelkich eliksirów czy wywarów, które posłużyć miały jako wspomagacz przy transmutacji używano alkohol etylowy. Jest dobrym rozpuszczalnikiem poszczególnych roślin, zwłaszcza tych przepełnionych barwnikami. Jego podłoże chemiczne pozwala mu trwale łączyć się z wodorotlenkami i kwasami. Niemal wszystkie eliksiry skomponowane są na jego bazie. Tworzy swoisty podkład dla wszystkich elementów napoju. Aby wiedzieć, jak wiele go potrzeba, wystarczy zastosować prostą proporcję pokazaną na rysunku pod spodem…
Przebiegła kilkakrotnie tekst wzrokiem. Jest! Jeden z brakujących elementów! Tak niewiele pozostało do rozszyfrowania! Była tak podekscytowana, że niewiele myśląc podbiegła do ledwo żywego Liama i przytuliła się mocno. Chłopak, zdziwiony reakcją dziewczyny o mało nie upadł na ziemię. Cudem utrzymał równowagę, niepewnie obejmując ją w talii.
- Znalazłam, znalazłam! - pisnęła, całując go w policzek. - Zostało nam już tak niewiele!
Nam? przebiegło mu przez głowę. Zarumieniony już chciał coś odpowiedzieć, gdy usłyszeli kroki. Oboje stanęli na baczność. Rzucili się do stołów, zbierając w pośpiechu rzeczy i poczęli szukać miejsca do ukrycia. Liam zaciągnął ją za jedną z najdalej wysuniętych półek i kazał wsunąć w szczelinę między regałem a ścianą. Oboje jakoś się wcisnęli; on oparty plecami o ścianę, ona przyciśnięta do niego, głową napierała na jego klatkę piersiową. Wstrzymali oddech, unikając swojego wzroku. Byli tak onieśmieleni całą sytuacją, że nie mogli na siebie patrzeć. Puls bruneta przerażał ją. Wiedziała jak działają jej geny po Afrodycie; świadomość tego, do czego mógłby być zdolny nie pozwalała jej zaczerpnąć powietrza. Nieruchomi czekali na rozwój wydarzeń. Usłyszeli czyjeś niezadowolone pomrukiwania, a zza regału dojrzeli niewielkie cienie rzucane przez słabe światło. Minęło zaledwie kilka minut, gdy nieznajomy opuścił bibliotekę, ale dla nich trwało to jak wieczność. Wyszli, rozglądając się niespokojnie. Blanca szybko odeszła od Liama na kilka kroków, próbując uspokoić walące serce.
- Chyba powinniśmy… wyjść stąd jak najszybciej. Coś już mamy, resztę znajdziemy potem - wymamrotała. Było jej tak cholernie głupio, że nie wiedziała co robić. Trzęsły jej się ręce. Zimny pot spływał po plecach. Zgarnęła swoje rzeczy i już miała wyjść, gdy usłyszała:
- Przepraszam. Blanca, ja… nic nie poradzę.
- Wiem Liam, wiem. Nie jesteś pierwszy, który się tak zachowuje - spuściła głowę. Polubiła tego dzieciaka. Tfu, dzieciaka. Chłopak rok młodszy od niej, a bardziej dojrzały niż większość facetów poznanych w ciągu całego życia. Nie chciała go wykorzystywać, nie chciała oddziaływać na niego swoim wyglądem. Zawsze czuła się winna, gdy spacerowała po Obozie, wyłapując pojedyncze, tęskne spojrzenia w jej stronę. Córeczki Afrodyty niespecjalnie ją lubiły. Mimo dobrego gustu i wyglądu były zwyczajnie zazdrosne.
Gdy wróciła do komnaty rzuciła się na łóżko. Nie odezwali się do siebie słowem. Nie chciała niezręcznej sytuacji. Zacisnęła pięści i zwinęła się w kłębek. Czemu cię tu nie ma? Przytul mnie, chcę czuć twój oddech. Chcę twoich rąk dookoła moich bioder, twój słodki szept do ucha. Chcę drżeć, gdy znów przesuwasz dłońmi po moim ciele. Czemu? Powiedz mi, czemu zamiast doprowadzać mnie do szaleństwa tylko rozdzierasz moje serce na drobniutkie kawałeczki, nie do sklejenia?!
Poczuła łzy płynące po policzkach. Owinęła się w prześcieradło i usnęła, łkając cicho.
***
Stała przed biblioteczką w swoim pokoju, zastanawiając się gdzie umieścić kolejne tomy. Stopniowo zaczynało jej brakować miejsca. A dopiero niedawno przekształciła dwa regały… Westchnęła głośno, spuszczając głowę. Sama nie da sobie rady z tymi narzędziami. Nie była dzieckiem Hefajstosa. Jej matka może i była boginią rzemiosła, ale tworzenie mebli to chyba nie do końca jej bajka. Spojrzała na stos książek, które zebrała w ciągu ostatniego miesiąca. Były to głównie powieści obyczajowe, klasyki gatunku i spore ilości fantastyki. Przysunęła je blisko biblioteki i przejechała palcem po obudowie. Ani grama kurzu. Dbała o te książki lepiej niż o cokolwiek innego. Każdą traktowała jak dziecko, którym trzeba się zaopiekować. Były jej skarbnicą wiedzy i możliwością ucieczki od tego niesprawiedliwego świata, jaki został jej zaserwowany. Opuszkami palców przejeżdżała po grzbietach, czerpiąc przyjemność z wypukłości, jakie napotykała, gdy poczuła ciepły oddech na swojej szyi. Zamarła.
- Taka piękna pogoda, a ty w domu? - usłyszała. Odwróciła się gwałtownie i spojrzała prosto w oczy Luke’a. Chłopak stał przed nią, patrząc na nią łobuzersko. Twarz przyozdabiał mu jego charakterystyczny półuśmiech.
- Piękna? Jest kilka stopni na minusie i mimo tego, że świeci słońce jest wietrznie. Nie ma opcji, zaraz idę pod koc w moją wnękę - odpowiedziała. - A ty przestań mnie straszyć!
- Nic nie poradzę, za bardzo lubię przyglądać ci się takiej zagubionej - odparł lekko, opierając się ręką o półki. Nachylił się nad nią tak, że niemal stykali się czołami. Już przy wejściu zauważył, że jest ubrana tak, jak lubił. Miała na sobie zdecydowanie za duży, bordowy sweter sięgający do połowy ud. Wiedział, że pod spodem miała czarne, krótkie spodenki. Jedno ramię było odkryte z powodu zbyt wyciętego dekoltu i ukazywało wgłębienie przy obojczyku. Na stopach miała puchate skarpetki. Włosy związała niedbale w kok na czubku głowy. Oczyma wyobraźni widział ją siedzącą w tej swojej wnęce, z podkulonymi nogami, kubkiem herbaty w dłoniach i patrzącą na widoki.
- Mógłbyś przestać tak na mnie patrzeć? - zapytała. Potrząsnął głową. Blanca stała, lekko zarumieniona, patrząc na niego z zainteresowaniem.
- Dzisiaj czternasty luty a ty bez planów?
- A co to za różnica? Święto zakochanych, też mi coś. Ludzie w związkach codziennie sobie okazują uczucia i powinno być im bez różnicy jaki akurat jest dzień.
- Moja mądra dziewczynka - potarmosił jej grzywkę, na co ona tylko warknęła. Zaśmiał się cicho. Lubił jej udawaną złość, wyglądała wtedy uroczo. - Nieważne, proszę - wyciągnął zza pleców schowaną wcześniej różę.
- Dziękuję - stanęła na palcach i pocałowała go w policzek. Już miała się odsunąć, gdy w ostatniej chwili chwycił ją w pasie. Spojrzał pytająco w jej oczy. Widział zdziwienie w jej zielonych tęczówkach.
- Maleństwo, nawet nie masz pojęcia co ty ze mną robisz samą swoją obecnością - wyszeptał. Jego gorący oddech owionął jej wargi. Chwyciła łapczywie powietrze. Chciała żeby to powtórzył, ale zamiast tego, zrobił coś innego. Przejechał wierzchem dłoni po jej policzku i pocałował. Zamknęła oczy. Pozwoliła, by wsunął swój język między jej wargi, sama zaczynając grać swoją rolę. Nie spieszyli się, ruchy jego ust wywoływały drżenie całego ciała dziewczyny. Oparł ją o ścianę, zjeżdżając dłońmi na pośladki szatynki. Nie zaprotestowała, oplatając rękoma jego szyję. Przyciągnęła go bliżej siebie i palcami głaskała jego włosy. Ani na chwilę nie odrywali się od siebie. Żadne nie przewidywało rozwoju tej sytuacji. Liczył się tylko fakt, że byli, że wreszcie któreś wykonało ten najtrudniejszy krok. Luke w pewnym momencie odsunął się od niej na chwilę i przysunął swoje czoło do jej. Oddychał ciężko, ale uśmiechał się promiennie. Rumieńce na twarzy Blanki nie były już różowe; miały odcień prawie taki sam jak róża, która wylądowała gdzieś na podłodze.
- Blanuś… - wyszeptał, ale zajęła mu usta kolejnym pocałunkiem. Nieświadom tego, co robi zjechał dłońmi na uda dziewczyny i podniósł ją tak, że plecami dalej opierała się o ścianę, ale nogami oplatała jego biodra. Ręce dziewczyny w dalszym ciągu błądziły po jego karku. Był spragniony. Spragniony obecności osoby którą kochał. Uniósł ją delikatnie jeszcze wyżej i nie odrywając się od jej warg przeszedł z nią na łóżko. Położył ją delikatnie, a sam oparł się ramionami i spojrzał na nią z góry. Nieme pytanie chłopaka, które jawiło się w jego oczach spotkało się z pozytywną odpowiedzią. Blanca była tak rozpalona, że widział kropelki potu na jej czole. Zdjęła z niego koszulkę i rzuciła ją na bok. Włożył ręce pod jej sweter, przejeżdżając nimi po umięśnionym brzuchu szatynki. Delikatnie ściągnął go. Drżały mu dłonie, gdy dziewczyna zaczęła odkrywać przed nim samą siebie. Zajął się jej szyją, podczas gdy ona odpinała jego pasek od spodni. Językiem zaznaczył linię jej obojczyka, gdy jęknęła cicho. Zjechał niżej, w międzyczasie pozbywając się dżinsów. Oboje byli już w bieliźnie. Nie panowali nad sobą, żądza była silniejsza. Oplotła go znów nogami, a on niemal runął na nią, zagłębiając swoją twarz w jej włosach. Pieścił jej szyję, z przyjemnością słuchając dyszenia dziewczyny. Widział kątem oka, jak ściska kurczowo prześcieradło. Dłonie błądziły po ciałach w niezsynchronizowanym tańcu.
- Nie możemy być za głośno… - wyszeptał.
- Taty nie ma - wymamrotała. Wbiła mu paznokcie w plecy, ponownie odszukując jego wargi swoimi. Włożył rękę pod jej plecy, szukając zapięcia od biustonosza. W tym samym momencie przejechała dłonią po jego pośladkach, zaczepiając palcami o jego bieliznę. Ekscytacja wzięła górę. Chciała spojrzeć mu w oczy zanim zdejmie z niej jedną z ostatnich części odzieży. Blondyn zamierzał się już zębami złapać bieliznę w przerwie między piersiami i wręcz zedrzeć ją z niej, gdy chwyciła go za podbródek. Spojrzała mu w oczy i zamarła. To nie były niebieskie tęczówki Luke’a. Były złote, jak wtedy gdy widziała go w lesie. Uśmiechał się arogancko, jakby tylko czekał, aż się zorientuje.
- Ty nie jesteś Lukiem! - zdołała pisnąć.
- Oczywiście, że nie - głos też mu się zmienił. Był zimny i stalowy, nie taki jak syna Hermesa. Unieruchomił jej dłonie, a jedną ze swoich przycisnął jej do gardła. Próbowała oddychać, ale zaczynało jej brakować tchu. Czarne plamki pojawiły się przed jej oczami. Ostatkiem sił wyszeptała:
- Morderca!
Obudziła się, dysząc ciężko.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Raphael
Kryzys Tantala
Dołączył: 05 Wrz 2012
Posty: 567
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Percy
|
Wysłany: Czw 16:35, 21 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Świetny rozdział. Nie spodziewałem się tego. W gruncie rzeczy myślałem, że będziesz pisać tę miłosną scenę z Liamem, ale na szczęście się pomyliłem. A zakończenie? Moim zdaniem zaskakujące.
Stylistyka jak zwykle świetna. Prosty i luźny styl. A sama scena miłosnej sceny po prostu boska. Delikatnie opisana... A może jednak nie? W każdym razie chciałem czytać dalej. Muszę rzec, że to najlepszy fragment w tym rozdziale.
Czekam na więcej. I nie zrażaj się niska ilością komentarzy. Czytają, ale nie chce im się komentować. Tak jak mi czasami.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|