Eveleine
Boy z hotelu Lotos
Dołączył: 04 Mar 2010
Posty: 276
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Polska Płeć: Annabeth
|
Wysłany: Śro 20:14, 22 Cze 2011 Temat postu: [NZ] Powiew Szczęścia. [BO] [1/?] |
|
|
Jest to kontynuacja tego ficka. Jeśli ktoś go nie czytał, to raczej nic nie zrozumie.
Cóż, obiecałam, że będzie kontynuacja, prawda? Zrobiłam to rok temu, ale dzisiaj mnie tchnęło no i macie Przewiduję jeszcze jedną część, ale to dopiero jak skończę tę, nie chcę wyprzedzać. Kanon w pewnym momencie zaniknął, ale później powinien się pojawić.
Powiew Szczęścia uważam oficjalnie za rozpoczęty!
***
Od mojego przybycia do Obozu minęło już kilka dni. Herosi chyba już się przyzwyczaili do mojej obecności, bo nie pokazywali na mnie palcami, gdy grałam w remika z Dionizosem.
Oczywiście nadal nie odzywałam się do Apolla, choć ten próbował mnie już przepraszać kilkanaście razy. Nawet napisał dla mnie haiku, które oczywiście było beznadziejne, nie chciałam mu jednak tego mówić, więc podziękowałam. Ale postanowiłam nadal udawać obrażoną. Na wszelki wypadek.
Zbierałam właśnie truskawki, choć Chejron zapewnił mnie, iż nie muszę tego robić, bo zajmują się tym inni. Jednak ja chciałam po robić coś, co robią zwykli śmiertelnicy. W końcu przez jakiś czas byłam człowiekiem, więc miałam w tym pewną wprawę.
Planowałam wybrać się do Nowego Yorku, a później pozwiedzać jeszcze kilka innych miast, ale na razie postanowiłam zostać w Obozie, w którym aktualnie sporo się działo.
Oczywiście musiano mi sporo wytłumaczyć. Na przykład – kim był Luke, albo co chciał od niego Kronos i takie tam sprawy. Mój dziadek już kilkanaście razy próbował się odrodzić, więc przyjęłam to nadzwyczaj spokojnie. Chociaż wydaje mi się, że teraz zapowiada się coś poważniejszego niż ostatnimi razy.
Machnęłam ręką, a owoce truskawek posłusznie uniosły się w powietrze i wpadły do koszyka. Nigdy nie rozumiałam, dlaczego potrafię robić takie rzeczy, skoro przecież byłam tylko boginią, która zsyłała wenę twórczą dla artystów. Ktoś mi próbował tłumaczyć, że coraz więcej bogów zostaje zapomnianych, a my przejmujemy ich niektóre zdolności. Najwyraźniej tak było, a mi to całkiem odpowiadało.
Niektórzy uznawali moje moce za bezużyteczne. Nikt o mnie nie słyszał, bo urodziłam się w dobie renesansu. Tam właśnie spotkałam pierwszego herosa – miał chyba na imię Leonardo, choć sama już nie jestem tego pewna. To właśnie jemu pomogłam i dzięki temu odkryłam swoje zdolności.
Apollo chciał mi nawet oddać część swoich obowiązków jako boga sztuki, ale Atena nie chciała o tym słyszeć i wymogła na Zeusie obietnicę, że nie będę miała za wiele nowych zdolności. A ojciec oczywiście się na to zgodził.
Zobaczyłam w oddali jakieś zamieszanie, więc odłożyłam koszyk z truskawkami i zaczęłam iść tamtą stronę. O dziwo, jakaś grupka stała pod sosną mojej przyrodniej siostry – Thalii. Cóż, miała tragiczną historię, musiałam to przyznać, wyrzucałam ojcu, że złamał przysięgę i skazał ją na takie bezsensowne istnienie. Zeus trochę się pozłościł, ale mi przebaczył. Jak zawsze zresztą.
Podbiegłam i zauważyłam, że to nie obok sosny zgromadzili się Chejron, Dioni, jakiś satyr i dwójka herosów. Nie. Wszyscy patrzyli na leżącą na ziemi dziewczynę. Która była całkiem do mnie podobna.
- Thalia – powiedziałam do siebie i kucnęłam przy siostrze. Otworzyła oczy, a ja pomogłam jej wstać, nadal jednak byłam zdziwiona, dziewczyna chyba też.
Wyjęłam z kieszeni w krótkich spodenkach ambrozję i podałam siostrze. Zjadła bez słowa. Niby to dziwne, że nosiłam takie rzeczy w kieszeniach, no ale byłam przecież boginią, nie? No i właśnie tym się żywiłam. Choć lubiłam od czasu do czasu zjeść pożywienie śmiertelników.
- Ktoś mi wytłumaczy co tutaj się stało? - spytałam w końcu, patrząc pytająco na Chejrona, który tylko wzruszył ramionami. Uwierzcie, że wyglądało to całkiem zabawnie.
- Później się to wyjaśni. Może chodźmy do Obozu, zostawiłam koszyk z truskawkami, a pewnie nikt nie pomyślał o tym, aby go zabrać.
Chłopak, którego do tej pory nie poznałam, popatrzył na mnie jakbym była wariatką. Cóż, jeśli miałabym zgadywać kim był, to stawiałabym na syna Posejdona. W końcu chłopak był na jakiejś misji, z której najwyraźniej powrócił. Dionizos uwielbiał o nim opowiadać, choć najczęściej jego historie miały tragiczne zakończenie.
Natomiast dziewczyna, która stała obok niego na pewno była córką mojej kochanej siostry Ateny. Od zawsze się z nią kłóciłam, ale jakoś nikt nie zwracał na to uwagi. Oczywiście miałam to nieszczęście, że byłam młodsza i miałam mniejszą moc od niej, więc zajmowałam niższą pozycję w hierarchii na Olimpie.
Prychnęłam cicho i jeszcze raz spojrzałam na swoją siostrę, która wydawała się tym wszystkim oszołomiona. Nie dziwiłam się jej za bardzo, bo ja także nie wiedziałam do końca, co się wydarzyło.
- Chyba będę musiała udać się do domu – powiedziałam dość ponuro, bo nie zamierzałam przez jakiś czas odwiedzać Olimpu. W końcu miałam wakacje, prawda?
- Pozdrów ode mnie Gromowładnego – Dioni parsknął śmiechem. Każdy wiedział, że nie był aktualnie mile widziany w domu.
- Oczywiście. - Uśmiechnęłam się do niego. - Do zobaczenia jutro, bo pewnie będę musiała chwilę zostać.
Odeszłam kilka kroków od grupki, pomachałam im na pożegnanie i zamknęłam oczy. Poczułam jak owiewa mnie lekki wiaterek. Gdy otworzyłam oczy znajdowałam się z powrotem w domu.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Eveleine dnia Śro 12:00, 06 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|