Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Cztery trony[tekst własny][NZ][1/?]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna -> Twórczość literacka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Annabeth&Percy
Artystka
Artystka



Dołączył: 10 Paź 2010
Posty: 745
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Śro 20:09, 17 Lis 2010    Temat postu: Cztery trony[tekst własny][NZ][1/?]

No więc ostatnio wpadłam na nowy pomysł. Wiem, że obiecywałam dodać ciąg dalszy moich pozostałych "opowiadań' no ale jakoś nie mam na nie weny i pomysłu :/ Ale tego co teraz wstawiam mam zamiar napisać więcej, już nawet mam 3/4 drugiego rozdziału, bo mam pomysł na dłuższą fabułę jednak wszystko zależy od szkoły ponieważ od niej jest zależny mój czas wolny. więc proszę:

ROZDZIAŁ I


„” Chyba odkryłem w sobie nowy ukryty talent...”
Sam



Sam odłożył swoją książkę i zerknął na zegarek. Była już siódma dwadzieścia.
Trzeba się zbierać – mrukną do siebie.
Wstał z łóżka sięgną po plecak i skierował się w stronę schodów prowadzących na niższe piętro. Postanowił założyć bluzę bo nie wyglądało żeby na zewnątrz było gorąco. Gdy wyszedł powitała go miła niespodzianka. Na dworze wiał wiatr. Ale nie zimny lecz miły ciepły wiaterek. Targał jego czarne włosy, które i tak jak zwykle były w nieładzie. Zszedł po schodach i szybkim krokiem zmierzał ku furtce. Rozejrzał się dookoła podziwiając letni krajobraz. Różne pozostawione przez robotników śmieci były zwiewane z drógi przez wiatr. Zaczęło wychodzić słońce i przyświecać mu w oczy. Odpiął bluzę i wyciągną z wewnętrznej kieszeni okulary przeciw słoneczne.
Dochodząc do ulicy zerkną w stronę parkingu. Autobus nadal stał. Doszedł do przystanku i oparł się o ścianę. Patrzył jak ludzie w autach spieszą się do pracy albo na jakieś ważne spotkania. Jak przechodnie idą z telefonami w rękach i szybko gestykulują. Znów spojrzał na ulicę. Nikt nie szedł w stronę przystanku.
Czekając postanowił posłuchać muzyki. Wyciągną iPhona, włożył słuchawki do uszu i włączył muzykę. Stał tak oparty z zamkniętymi oczami. Ciałem był na przystanku lecz myślami w przyszłości. Myślał jaki będzie dzisiejszy dzień, co będzie na wycieczce i czy zarobi kolejną uwagę.
Z zamyślenia wyrwał go pisk opon. Otworzył oczy i zobaczył jak citroen jedzie prosto na dziewczynę, która przechodziła przez pasy. Nie miał szans wyhamować ani ona nie miała szans uciec. Brakowało metra do uderzenia. Samochód powinien już przejechać dziewczynę ale tak się nie stało. Przejechał obok niej. Sam by przysiąg, że dziewczyna stała na wprost rozpędzonego auta. Tak samo jakby mógł przysiąc, że auto nie skręcało. Teraz wpadło w poślizg i wykonało obrót tak, że jechało prosto na niego. Nie miał szans. To był koniec... Zaczął wspominać szczęśliwe momenty z życia. Zamkną oczy i czekał na uderzenie. Minęły trzy sekundy, cztery, pięć, sześć i nic się nie stało.
Możesz otworzyć oczy. - usłyszał głos rozbrzmiewający w jego uchu.
A więc jestem w niebie... pomyślał. Zaraz, ale czy w niebie wieje wiatr a ludzie w nim krzycz?
Otworzył oczy i ujrzał nad sobą ową dziewczynę, która chwile temu stała pośrodku ulicy oddalona o przynajmniej sześć metrów.
-To nie możliwe... Przecież ty stałaś tam. - wymamrotał – Przecież widziałem jak prawie potrąca Cię auto... A potem.. Ono zakręciło. I już miało uderzyć we mnie... Jak mogłaś?...
-O czym ty mówisz? Stałam nie daleko Ciebie. A auto nawet nie mogło mnie drasnąć. Słuchaj, uderzyłeś się w głowę i coś ci się ubzdurało. - powiedziała dziewczyna.
-Nie uderzyłem się w głowę. Wiem co widziałem. - powiedział rozdrażniony Sam.
Spróbował wstać lecz jego próba się nie powiodła. Upadł z powrotem na ziemię i zaczęło kręcić mu się w głowie.
-Dobra może i uderzyłem się w głowę ale wiem co widziałem. Pomożesz mi wstać? – zapytał się nieco już milej.
Dziewczyna wstała i wyciągnęła do niego rękę. Sam jedną dłonią podparł się o ziemię a drugą chwycił jej dłoń. Kiedy udało mu się już wstać rozejrzał się dookoła. To co zobaczył przeraziło go. Srebrny citroen był wbity w ścianę przystanku dokładnie w miejscu gdzie przed chwilą opierał się. Miał zniszczony cały przód. Podszedł bliżej chwiejnym krokiem żeby zobaczyć co się stało kierowcy. Szyba była przyciemniana i Sam nie mógł nic zobaczyć dopóki nie przyłożył rąk i nie zasłonił światła. Ujrzał zakrwawionego kierowcę leżącego na przednim siedzeniu, Nie wiadomo czemu poduszka nie otwarła się.
-Szybko, podaj mi coś ciężkiego! - krzykną do dziewczyny.
Rzuciła mu jakiś łom.
-Skąd to wytrzasnęłaś? - zapytał się jej
-Leżał koło kosza.
No tak, tu można znaleźć wszystko. Pomyślał i uderzył łomem o szybę. Udało mu się rozbić ją dopiero po trzecim uderzeniu. Wyciągną rękę do przodu i otworzył drzwi.
-Chodź i mi pomóż a nie stój jak słup! - zawołał dziewczynę.
Podbiegła i pomogła mu wyjąć kierowce z auta. Nie oddychał. Sam próbował przypomnieć sobie zasady pierwszej pomocy. Kurczę przecież miałem to tydzień temu. Jak to szło?... Masaż serca i sztuczne oddychanie? Tak chyba tak. Zaczął robić kierowcy sztuczne oddychanie i masaż serca. Po chwili kierowca zaczął oddychać i odzyskał przytomność.
-Co się... Kim jesteś? - zdążył się zapytać i stracił znów przytomność.
Dzwoń po karetkę. - powiedział Sam.
-Już się robi. - powiedziała dziewczyna i wyciągnęła telefon.
Minęła chwila zanim karetka dojechała. Zabrali nie przytomnego kierowce a im podali leki uspakajające. Zapytali się czy zadzwonić po ich rodziców ale Sam odparł, że mieszkają nie daleko, i ze nie potrzeba.
-Dobrze się spisaliście. Naprawdę. - powiedział policjant po przesłuchaniu ich.
-Każdy by tak postąpił na naszym miejscu. - odparł Sam.
-Nie każdy. Uwierz mi. A teraz do widzenia. Muszę jechać.
-Dowidzenia – pożegnał się Sam.
Kiedy policjant już odjechał Sam zwrócił się do dziewczyny.
-Co to miało być? Jak to zrobiłaś?
-Co jak zrobiłam?
-Jak tak szybko odsunęłaś się od auta i podbiegłaś do mnie?
-Słuchaj stałam obok Ciebie.
-Nie, nie stałaś.
-Stałam obok ciebie, koniec, kropka.
Sam zamilkł i zapadła cisz. Po chwili zapytał się:
-Właściwie to jak ty masz na imię?
-Adrianna. - odpowiedziała przesączonym zimnem głosem.
-Hm.. Ładnie.
-Dziękuje – powiedziała tak samo chłodno jak wcześniej.
Dopiero teraz przyjrzał się jej dokładnie. Miała kasztanowe włosy do ramion a oczy zielone.
Autobus podjechał pod przystanek. Sam wszedł do niego a za nim Adrianna.


Hetal i Tara szli jakąś okropną droga pod górę. Oboje byli zmęczeni i padali z nóg. Nie wyglądali zbyt dobrze. Hetal to wiedział i miał tego dosyć. Miał dosyć brudnej starej koszulki, podartych jeansów i rozwalających się adidasów. Spojrzał na swoją siotrę, która wyprzedzała go o cztery może pięć kroków.
-Po co my właściwie idziemy pod tą górę co? - zapytał się próbując mieć spokojny głos.
-Bo stamtąd widać całą wieś.
-A po co nam to?
Tara chyba puściła to pytanie mino uszu.
Wspinali się jeszcze jakieś dobre dwadzieścia minut kiedy im oczom ukazała się polana. Tara weszła na nią a za nią Hetal. Chłopak rzucił plecak na trawę i położył się na niej. Widziała jak jego bliźniaczka podchodzi do skraju łąki i rozgląda się.
Wyjął wodę z plecaka. A raczej resztkę wody. I wziął łyk. Był padnięty.
-Powiedz, czemu my właściwie uciekliśmy z domu, co? - zapytał się złośliwie.
-Bo według rodziny jesteśmy dziwakami i chcieli oddać nas do psychiatryka.
-Aha. A czemu uważają nas za dziwaków?
Tara odwróciła się do Hetala i wyciągnęła rękę przed siebie dłonią w górę. Zamknęła oczy a z jej dłoni wyrósł płomień żywego ognie. Otworzyła oczy co dla Hetala nie było miłe. Jak zwykle kiedy używała swojego „talentu” jak to nazywali w jej oczy zmieniały kolor na czerwony tak, że zdawało się, że płoną.
-Ah, już pamiętam. Mamy talenty. No fakt. Przez to głodowanie i brak wody od pół roku pamięć mi trochę zawodzi. - powiedział złośliwym głosem.
Tara opuściła dłoń ale płomień palił się nadal.
-Czy sugerujesz, że to moja wina?
-Nie. Sugeruję, że może lepiej byłoby zostać w domu i zapomnieć o tych talentach a żyć jak normalni ludzie! - powiedziała Hetal zrywając się na równe nogi.
Opuścił ręce dłońmi skierowanymi w stronę ziemi. Nagle z ziemi wyrosły dwa słupy ziemi.
-Ładne oczka braciszku. Ale przecież oboje wiemy, że to ja wygram. Po co znów się bić?
-Bo mam tego dosyć! Od pół roku szlajamy się jak bezdomni! Nie mamy co jeść i co pić. Wszystko przez to, że nie mogłaś zapomnieć o tym idiotycznym talencie.
-Hetal. Nie umiałbyś o tym zapomnieć. Za każdym razem kiedy byś był zły działony się coś złego. Byliśmy zagrożeniem dla naszej rodziny!
-Ty byłaś! Mój talent nie mógłby ich skrzywdzić! A poza tym to ty o mało nie spaliłaś na chałupy!
-Ja? Czyli to wszystko jednak moja wina? - zapytała się.
Uniosła rękę i skierowała ją w stronę Hetala. Wystrzelił z niej płomyk, który minął jego głowę o zaledwie centymetry. Hetal był w szoku.
-Bracie. Ja Cie nie chce skrzywdzić. Jakbym chciała to byś nie miał już głowy. Co my robimy? Powiedz. Kłócimy się już o wszystko. O każda błahostkę. To nie jest normalne. - powiedziała smutnym głosem.
Opuściła rękę. Jej oczy na powrót stały się brązowe a zamiast płomieni zagościł w nich smutek. Usiadła na ziemi i zaczęła płakać.
Hetal także opuścił dłonie. Kolumny ziemi opadły. Podszedł do Tary usiadł obok niej i objął ją ramieniem.
-Masz racje. Przepraszam... - powiedział cicho i przytulił siostrę.
-Nie. Masz racje. To ja jestem nie bezpieczna a nie ty. Mogłeś zostać. Nie potrzebnie Cię wzięłam...
-Nie mów tak. Jesteśmy bliźniakami, co nie? Na dodatek oboje mamy dziwne imiona. - dodał z uśmiechem.
-Faktycznie. Nie każdy Polak ma hinduskie imię. - powiedziała.
-No widzisz? Przepraszam Cię. Ale po prostu... Po prostu mam ochotę na zimną colę i spaghetti.
-Ja też...
Hetal zamkną oczy i zaczął marzyć o coli. Nagle Tara go szturchnęła. Otworzył oczy. Zobaczył że siostra patrzy się w stronę wsi. Spojrzał w tą samą. Na początku nic nie widział ale po chwili zobaczył, że woda z jeziora wystrzeliwuje do góry i spada znów do wody.
-Co to miało być? - zapytał zdziwiony Hetal.
-Nie wiem. Chodź idziemy do jeziora. - powiedziała i złapała Hetala za rękę.
Wstali i pobiegli razem w stronę jeziora.


Sam szedł ścieżką należącej do restauracji Pod Zaporą. Po jednej stronie miał urwisko całe w kamieniach, które wpadało w wodę jeziora. Przykląkł i zaczął wrzucać kamienie do wody. Był ciepły czerwcowy dzień. Słońce świeciło mu w oczy a wiatr smagał twarz. Miał założone okulary przeciw słoneczne. Zamkną oczy i zaczął myśleć o tym co zdarzyło się rano. Jak ta dziewczyna to zrobiła? To nie było możliwe żeby ktoś tak szybko biegał. Jeżeli to można nazwać biegiem. Ona jakby po prostu się przeniosła z miejsca na miejsce. To nie było normalne. Potem w szkole, cały czas się na niego dziwnie gapiła jakby był nie z tej ziemi a to przecież ona jest jakaś dziwna. Nie to zdecydowanie nie był normalny dzień...
Nagle Sam poczuł jak coś uderza go w plecy. Obejrzał się ale nikogo nie zobaczył. Jak zwykle. Prawie nikt tędy nie chodził. Chyba mi się zdawało, pomyślał i znów spojrzał w stronę jeziora. Z Znów odpłyną myślami daleko do innego świta.
Poczuł, że coś go znów popycha i tym razem o mało nie stracił równowagi i nie spadł. Wstał i odwrócił się.
Kto tu jest? - zawołał i poczuł ból w żołądku.
Coś go uderzyła w brzuch a on sam odleciał do tyłu upadając na ostry żwir. Poczuł jak coś cieknie po jego głowie. Usiadł i dotknął się głowy z tyłu. Krwawił. Podniósł się na nogi i rozejrzał dookoła. Nagle poczuł, że zrywa się wiatr. Ledwo trzymał się na nogach.
-Sam! Schyl się! - zawołał ktoś za lasu przed nim.
Bez zastanowienia się padł na ziemie. Wiatr Nabrał na sile. Sam podniósł głowę zobaczył jak ktoś zostaje dosłownie „wywiany” z lasu i pada na ziemie. Wiatr ustal na sile. Sam podniósł się z ziemi i podszedł do ciała, które wyleciało z lasu.
-Nie podchodź, Sam. - zawołał ktoś.
Nagle z lasu wyłoniła się dziewczyna, która po raz drugi dziś uratowała mu życie.
-Adrianna.
-A kogo się spodziewałeś? - zapytała się ale nie złośliwie.
-Nie wiem... To twoja sztuczka? Ten wiatr?
-No... Właściwie to ta... - nie zdążyła dokończyć zdania gdyż grot strzały ominął jej głowę zaledwie o parę centymetrów.
Odwróciła się do lasu i wyciągnęła wyprostowaną prawą dłoń do przodu. Z lasu wyleciała kolejna strzała. Nagle zawiał wiatr tak silny, że o mało nie zrzucił mnie z nóg. Strzała pod jego wpływem zmieniła swój kurs i przeleciała jakieś pół metra obok nas.
-Sam, musisz mi pomóc. - powiedziała spokojnie Adrianna jakby nic się nie stało.
-Jak ty to... - nie zdążył powiedzieć bo mu przerwała.
-Nie ważne. Nie wiem jaką masz moc... Ale jakąś musisz mieć. Wyciągnij rękę do przodu a kiedy powiem zamknij oczy i skoncentruj się tak jakbyś chciał, żeby coś wystrzeliło z twojej dłoni.
-Ok... - powiedział niezbyt wierząc dziewczynie.
Wyciągnę rękę do przodu.
-Dobra... - powiedziała dziewczyna i zamknęła oczy.
Po chwili otworzyła. Zaszła w nich zmiana. Jej zielone oczy stały się szaro-niebieskie. Zdawało się, że ma w nich małe błyskawice.
-Co ty?... - zdołał wydukać ale rzuciła mu takie spojrzenie, że już się nie odzywał.
Spojrzała przed nich i zobaczył, że chłopak, którego Adrianna „wywiała” z lasu znikną. Sam zerkną na nią i zorientował się, że spogląda na coś w lesie. Sam odwrócił wzrok w tą samą stronę. Zobaczył ruch. Zorientował się, że chłopak się tam ukrywa. Zdawało się, że ma coś z nogą. Łucznik odwrócił się w ich stronę i Sam ocenił, że ma góra 16 lat. W ręku trzymał łuk. Sam spojrzał na Adriannę. Dziewczyna skierowała rękę w kierunku chłopaka. Lecz zanim zdążyła cokolwiek zrobić chłopaka znów wystrzelił z łuku. Strzała dosłownie o milimetr minęła uda Adrianny. Spojrzał z powrotem na łucznika. Miał na twarzy wymalowany złośliwy uśmiech.
Nagle uśmiech znikł z twarzy chłopaka. Zawiał tak mocny wiatr, że Sam musiał złapać się kamienia, który leżał obok niego. Adrianna uniosła dłoń ku niebu. Łucznik zaczął się unosić aż wkrótce był ponad konarami drzew.
-Teraz Sam! - zawołała już słabszym głosem niż wcześniej.
Sam wziął głęboki wdech i zamkną oczy. Robił wszystko tak jak mu kazała. Skoncentrował się na prawej dłoni. Otworzył oczy i ku swemu zdziwieniu nie zobaczył łucznika lecz tylko pasmo wody unoszące się w powietrzu dokładnie w miejscu, w którym wisiał łucznik.
Nagle świat ściemniał. Wszystko zawirowało mu przed oczami. Spojrzał na Adrianne ale nie zobaczył jej obok siebie. Nie zdążył nic zrobić bo nogi ugięły się pod nim a świat zakrył się czernią.
Chyba odkryłem w sobie nowy ukryty talent... Zdążył pomyśleć Sam nim stracił przytomność na dobre.


No to chyba miał być pierwszy rozdział. Przepraszam za wzelkie błędy jeśli takowe się pojawiły :)
Oceniajcie ;)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blanca
Muza/Maniaczka Klat



Dołączył: 02 Sie 2010
Posty: 1477
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Maków
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Śro 21:02, 17 Lis 2010    Temat postu:

mm... fajne fajne D:
ten moment z samochodem skojarzył mi się ze Zmierzchem. mam rację? Very Happy
ale tak to przyjemnie się czyta, jest naprawdę ciekawie Very Happy pisz pisz ;d


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Necklice
Pani mórz
Pani mórz



Dołączył: 28 Sty 2010
Posty: 3175
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krk
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Śro 22:08, 17 Lis 2010    Temat postu:

Hm, spoko jest, tylko to bardzo podobne do tej mojej Krainy Snów. Znaczy dalej, bo na razie to jeszcze wam nie przepisałam niczego o mocach. Kolory też tam mam, tyle że nie w oczach.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annabeth&Percy
Artystka
Artystka



Dołączył: 10 Paź 2010
Posty: 745
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Śro 22:15, 17 Lis 2010    Temat postu:

Yy... Jeśli tak to nie specjalni Neck. Bo ja nawet nie czytałam twojego opowiadania. Wiesz od dawna krążyło mi po głowie coś z żywiołami. Od razu mówię, że mam zamiar wprowadzić inny świat, równoległy gdzie właściwie żyją elfy i toczą wojnę. Adrianna, Sam, Hetal i Tara będą tam sprowadzeni ;) Coś trochę jak narania ale też nie za bardzo ;)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sophie
Miss Holmes
<b>Miss Holmes</b>



Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 2360
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Niemcy
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Czw 19:31, 18 Lis 2010    Temat postu: Re: Cztery trony[tekst własny][NZ][1/?]

Dzis twój szczęśliwy dzień, Sophie ma czas i ochotę sprawdzić twoją pracę ^^
Więc zacznę od tego, nie obrażaj się, ani nie smutaj z powodu błędów. Sama popełniam ich mnóstwo i inni też. Wypisałam wszystkie jakie znalazłam, chyba nic nie pominęłam, ale nie ręczę.

Annabeth&Percy napisał:

Trzeba się zbierać – mruknął do siebie.

Cytat:
Wstał z łóżka sięgnął po plecak i

Cytat:
Odpiął bluzę i wyciągnął z wewnętrznej kieszeni okulary przeciwsłoneczne.

Cytat:
-Możesz otworzyć oczy. - usłyszał głos rozbrzmiewający w jego uchu.

Wypowiedzi rozpoczynamy myślikiem :) Czasami ich zapominasz.
Cytat:
Zaraz, ale czy w niebie wieje wiatr a ludzie w nim krzyczą?

Cytat:
która chwilę temu stała na środku ulicy oddalona o przynajmniej sześć metrów.

Chwilę zazwyczaj piszemy z ę, no i pośrodku tu nie pasuje :)
Cytat:
Przecież ty stałaś tam. - wymamrotał – Przecież

Powtórzenie.
Cytat:
Samochód powinien już przejechać dziewczynę, ale tak się nie stało.

Cytat:
zapytał już się nieco milej.

Nie ten szyk w zdaniu.
Cytat:
Sam jedną dłonią podparł się o ziemię, a drugą chwycił jej dłoń.

Cytat:
Podszedł bliżej chwiejnym krokiem, żeby zobaczyć co się stało kierowcy

Cytat:
siedzeniu. Nie wiadomo

Cytat:
krzyknął do dziewczyny.

Cytat:
-Skąd to wytrzasnęłaś? - zapytał się jej.

Cytat:
Udało mu się rozbić ją, dopiero po trzecim uderzeniu.

Jak w zdaniu masz dwa czasowniki, zawsze rozdzielamy je przecinkiem :)
Cytat:
Wyciągnął rękę do przodu i otworzył drzwi.

Cytat:
-Chodź i mi pomóż, a nie stoisz jak słup!

Cytat:
Podbiegła i pomogła mu wyjąć kierowcę z auta.

Cytat:
Zaczął robić kierowcy sztuczne oddychanie i masaż serca.

Powtarzasz się, może zamiast tego zaczął go reanimować? :)
Cytat:
-Dzwoń po karetkę. - powiedział Sam.

Cytat:
Zabrali nieprzytomnego kierowce, a im podali leki uspakajające.

Przymiotniki, przysłówki i coś tam jeszcze(ale nie pamiętam co), piszemy łacznie z nie. Czasowniki osobno.
Cytat:
Zapytali się czy zadzwonić po ich rodziców, ale Sam odparł, że mieszkają nie daleko i nie trzeba.

To drugie że jest nie potrzebne, a jak już to przed 'i' nie stawia się przecinka.
Cytat:
-Do widzenia – pożegnał się Sam.
Osobno ^^
Cytat:
-Dziękuję

Cytat:
Hetal i Tara szli jakąś okropną drogą pod górę.

Cytat:
Oboje byli zmęczeni, padali z nóg.

Bez 'i', nie jest potrzebne.
Cytat:
Tara chyba puściła to pytanie mimo uszu.

Cytat:
Wspinali się jeszcze jakieś dobre dwadzieścia minut, kiedy im oczom ukazała się polana.

Cytat:
Widział jak jego siostra bliźniaczka podchodzi do skraju łąki i rozgląda się.

Pozwoliłam sobie na dodanie jednego słowa, bo brzmiało mi nie okej.
Cytat:
Jak zwykle kiedy używała swojego „talentu” jak to nazywali, jej oczy zmieniały kolor na czerwony tak, że zdawało się, że płoną.

Cytat:
Tara opuściła dłoń, ale płomień palił się nadal.

Cytat:
Sugeruję, że może lepiej było zostać w domu, zapomnieć o tych talentach i żyć jak normalni ludzie

Cytat:
Opuścił ręce dłońmi skierowanymi w dół. Nagle obok niego wyrosły dwa słupy ziemi.

Zmieniłam, bo brzmiało jak masło maślane.
Cytat:
Za każdym razem kiedy był byś zły działoby się coś (np.) niebezpiecznego

Powtórzenie
Cytat:
A poza tym to ty o mało nie spaliłaś nam chałupy!

Cytat:
Ja Cię nie chce skrzywdzić. Jakbym chciała już to byś nie miał głowy. Co my robimy?

Zmieniłasz szyk, no i lepiej byłoby bez tego 'powiedz.'
Cytat:
Jej oczy na powrót stały się brązowe, a zamiast płomieni zagościł w nich smutek

Cytat:
-Nie. Ty masz racje. To ja jestem niebezpieczna, a nie ty.

Cytat:
Sam szedł ścieżką należącą do restauracji Pod Zaporą.

Cytat:
Słońce świeciło mu w oczy, a wiatr smagał twarz

Cytat:
Miał założone okulary przeciwsłoneczne. Zamknął oczy

Cytat:
To nie było możliwe, żeby ktoś tak szybko biegał

Cytat:
jakby był nie z tej ziemi, a to przecież ona jest jakaś dziwna. Nie, to zdecydowanie nie był

Cytat:
Nagle Sam poczuł, jak coś uderza go w plecy. Obejrzał się, ale nikogo nie zobaczył.

Cytat:
Znów odpłyną myślami daleko do innego świta.

Bez tego 'z' z przodu.
Cytat:
Poczuł, że coś go znów popycha. Tym razem o mało nie stracił równowagi i nie spadł.

Cytat:
-Kto tu jest? - zawołał

Cytat:
Coś go uderzyło w brzuch, a on sam odleciał do tyłu upadając na ostry żwir.

Cytat:
Usiadł i dotknął tyłu głowy.

Cytat:
Wiatr przybrał na sile

Cytat:
Wiatr ustał.

Bez tego na sile.
Cytat:
Nagle zawiał wiatr tak silny, że o mało nie zrzucił Sama z nóg.

Zaczęłaś pisać w pierwszej osobie, a od początku było w trzeciej.
Cytat:
Wyciągnij rękę do przodu, a kiedy powiem zamknij oczy

Cytat:
Wyciągnął rękę do przodu.

Cytat:
zdołał wydukać, ale rzuciła mu takie spojrzenie

Cytat:
Adrianna „wywiała” z lasu zniknął.

Cytat:
Sam zerknął na nią

Cytat:
Lecz zanim zdążyła cokolwiek zrobić, chłopak znów wystrzelił z łuku.

Cytat:
Strzała dosłownie o milimetr minęła uda Adrianny.

Uda czy udo? :)
Cytat:
Nagle uśmiech zniknął z twarzy chłopaka.

Cytat:
nie zobaczył łucznika, lecz tylko pasmo wody unoszące się w powietrzu

Cytat:
Spojrzał na Adriannę, ale nie zobaczył jej obok siebie.

Cytat:
Nie zdążył nic zrobić, bo nogi ugięły się pod nim, a świat zakrył się czernią. Chyba odkryłem w sobie nowy, ukryty talent...


Samo opowiadanko, bardzo ciekawe. Podoba mi się. Zwłaszcza to z oczami. Jedno zastrzeżenie, nadużywasz czasowników. Zbyt dokładnie jak dla mnie opisujesz każdą czynność. To takie rady, od maniaczki polskiego :)
Do mojego 'dzieła'[nie pubikowanego, ale moje kochane recenzentki je obczaiły) nawet własnego trochę podobne, widać myślimy podobnie :) Pierwsze skojarzenie, prze tytuł miałam właśnie z Narnią, hehe. Czekam na więcej Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sophie dnia Sob 20:48, 25 Gru 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ailyn
Boy z hotelu Lotos
Boy z hotelu Lotos



Dołączył: 29 Wrz 2010
Posty: 309
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z odległych rubieży
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Czw 19:50, 18 Lis 2010    Temat postu:

Fajowe Very Happy Ja też myślałam, że te trony to z Narnii. A temat żywiołów nigdy się nie nudzi :) Bardzo mi się podoba.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Necklice
Pani mórz
Pani mórz



Dołączył: 28 Sty 2010
Posty: 3175
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krk
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Czw 21:33, 18 Lis 2010    Temat postu:

Heh u mnie jest tak, że to wszystko ma kolory, ale oczy są normalne, elfów też nie będzie, bo moim zdaniem ta rasa jest zbyt popularna. Na razie i tak pracuję nad nowym (super tajnym) opowiadaniem z moim ukochanym motywem (tylko się boję, że zepsuję, bo chciałam narrację pierwszoosobową, a w tym najlepsza nie jestem). A, królów też u mnie nie będzie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annabeth&Percy
Artystka
Artystka



Dołączył: 10 Paź 2010
Posty: 745
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Wto 22:42, 07 Gru 2010    Temat postu:

A więc został zmotywowana i napisałam drugi rozdział. Nie wiem czy nie spieprzyłam tego no ale... Wy to oceńcie ;)




ROZDZIAŁ II


” Muszę przyznać, ze świat ludzi jest zdrowo kopnięty...”
Elenor




Tara biegła bo piaskowej drodze nie zważając na ból jaki odczuwała przez porozklejane adidasy. Obejrzała się do tyłu. Hetal biegł za nią. Uśmiechnęła się z satysfakcją. Jak zwykle była szybsza od niego.
Odwróciła się w kierunku, w którym zmierzali. Obserwowała tamto miejsce chwilę przed nagłym „wyskokiem” wody i wydawało jej się, ze dzieje się tam coś dziwnego. Wiatr był tam mocniejszy nic w innych miejscach. Zbyt nagle się zaczynał i zbyt szybko się skończył. To było zdecydowanie dziwne. Ale co teraz było normalne? Co w jej okropnym życiu pełnym śmietników, szczurów, starych spleśniałych kanapek i żebrania było teraz normalne? Nic.
Tak właśnie wyglądało jej życie od owego wypadku kiedy o mało nie zabiła swoich rodziców, brata i siebie. Od momentu kiedy się rozzłościła. Ten jeden raz kiedy rodzice ją wkurzyli.
Był słoneczny dzień a ona umówiła się ze swoim kolegą na wypad. Mieli już zaplanowaną trase i w ogóle. Wszystko wydawało się piękne póki rodzice powiedzieli, że z NIM – jak to go nazwali – nigdzie nie wyjdzie. Wkurzona pobiegła po schodach a wchodząc to pokoju tak się skupiła na tym, żeby trzasnąć drzwiami, że przypadkiem je podpaliła. Nie wiedziała wtedy jeszcze o swoim talencie. Następnego dnia uciekła z domu razem z Hetalem. Dwa dni później odkryli talent Hetala.
Szli jakąś uliczką żeby znaleźć dobre miejsce do spania kiedy wyskoczył na nich jakiś zamaskowany chłopak. Pewno myślał, ze mają ze sobą jakąś kasą co zresztą było prawda bo oboje wzięli swoje oszczędności. Kiedy nie chcieli mu oddać wyciągną broń i zaczął im grozić. Hetal wyciągnął rękę w jego kierunku a ziemia pod zbrodniarzem ustąpiła a on sam spadł w dół. Wtedy oboje przerażeni uciekli z miejsca wypadku.
Podróżowali przez wiele tygodnia a potem miesięcy aż doszli tutaj, do Czernichowa. Za każdym razem kiedy mieli wolny czas i byli w jakimś odosobnionym miejscu ćwiczyli swoje talenty tak, że mieli już nad nimi w miarę zapanować.
Zapomnieli już jak żyje się normalnie. Jak to jest mieć dom i prysznic. Jak to jest spać w łóżku. Wiedzieli, że jedyne co im pozostało to oni sami. Rozumieli, że powinni współpracować ale oczywiście trafiały się kłótnie tak jak tak przed chwilą. Jednak próbowali och unikać.
Z zamyślenia wyrwał Tarę głos brata.
-Poczekaj. Poczekaj... - powiedział ale nie zdawał się zmęczony.
Tara zatrzymała się tak szybko, ze Hetal o mało na nią nie wpadł.
-Co? - zapytała si go.
-A co jeśli nie czeka nas tam nic dobrego?
-Jak to?
-Co jeśli to był tylko przypadek. Znaczy... Może nam się tylko zdawało...
Hetal, mało prawdopodobne jest to, żeby dwie osoby w tej samej chwili miały tą samą halucynację.
-No fakt.
-Hetal. - położyła dłoń na ramieniu brata – Myślałam nad tymi naszymi talentami. Ja panuje nad ogniem ty na ziemią. Nie kojarzy Ci się o z czymś?
-Szczerze? Nie.
-Eh... Ogień, ziemia, powietrze woda.
-Zaraz, myślisz, że panujemy nad żywiołami?
-Ja nie myślę. Ja to wiem.
-Jak zwykle, o najmądrzejsza. - powiedział z uśmiechem.
Od tak dawna ona sama się nie uśmiechała. Widok uśmiechu u jej brata podniósł ją na duchu. Mimo że d pół roku żyli na ulicy jak śmiecie on się nie zmienił. Nadal potrafił znajdować jakieś zabawne strony w złych chwilach. Nawet złośliwa uwaga teraz potrafiła podnieść ją na duchu.
Hetal, gdyby nie ty pewno już dawno bym zwariowała. Jesteś moim kochanym braciszkiem dlatego każdy kto będzie chciał nas skrzywdzić pozna mój talent – powiedziała z zawadiackim uśmiechem i wytworzyła płomyk nad swoją prawą dłonią. - Obiecuję Ci to.
-Wiem, siostrzyczko. Ale nie zapominaj, że ja jestem starszy i też mam talent. - odpowiedział z uśmiechem.
-Starszy o parę minut... - odpowiedziała.
-Ale zawsze.
-Może i tak. Ale nigdy nie będziesz szybszy ode mnie – odwróciła się i pobiegła drogą.
Czuła, że tam stało się coś ważnego. Wiedziała to. Biegła ale nie tak szybko jakby mogła bo energia, której i tak oboje z Hetalem mieli nie wiele, była ważna. Nie wiadomo co ich tam spotka.
Biegnąc tak wspominała jak zawsze z Hetalem sobie pomagali. Jak wyglądało ich dzieciństwo. Dzieciństwo... Przecież oni nadal są dziećmi. Mieli 13 urodziny jakiś miesiąc temu. Oni powinni teraz siedzieć w domu i odrabiać lekcje a nie walczyć z głodem i pragnieniem. Powinni czuć obok siebie rodziców, którzy się nimi będą opiekowali a nie uciekać przed niebezpieczeństwami ukrytymi w innych ludziach. To wszystko nie powinno tak wyglądać. Ale niestety takie było. Takie było ich życie od pół roku. Przez to pół roku stali się poważni, oszczędni i cieszący się najmniejszymi drobnostkami. To na pewno było najtrudniejsze pół roku w ich życiu.
Dobiegli do sklepu i skręcili w stronę zapory.
Dobiegając do niej Tara obejrzała się za siebie. Hetal biegł za nią. Jego za długie włosy. Blond włosy były poczochrane. Zresztą jej też. Nie ma co, szczotka by się im przydała...
Przechodząc przez ulice nie rozejrzała się. Wiedziała, że nawet jeśli się jej śpieszy powinna to zrobić ale słyszała, że nic nie jedzie.
Ta woda... Podniosła się i opadła gdzieś tutaj. Ale dalej w głąb Zajazdu. Biegła myśląc co to mogło być. Kiedy wbiegli na żwirową ścieżkę prowadzącą do jeziora. Zobaczyła pomost i łódki. Nie to nie tu... Tam nie było ani pomostu ani łódek a poza tym brzeg był w kamieniach. Myślała próbując sobie przypomnieć gdzie dokładnie widziała to zjawisko wodne. Właściwie to już nie była pewna czy je widziała.
Postanowiła iść dalej ścieżką w głąb terenu Zajazdu. Szli tak dobrą chwilę. Po jednej stronie mieli las. Piękny stary las a po drugiej widok na jezioro i na domy po drugiej stronie brzegu. Trzeba przyznać, że Czernichów to piękna miejscowość. Żałowała, że to nie tu się urodziła. Reszta widoku rozpościerała się na Sołę i Koszarawę, które łączyły się w jezioro Żywieckie. Jezioro dopływało do zapory a potem płynęła już sama Soła.
Nagle ujrzała jakieś dwa kształty leżące na środku ścieżki. Nie widziała co to dokładnie jest, A raczej kto to ale była pewna, że tych dwoje, których leży musi mieć coś wspólnego z tym co zobaczyła z Hetalem. No, albo po prostu zwariowała a tych dwoje od tak sobie zemdlało.
Doszła do nich i z przerażeniem stwierdziła, że zna dziewczynę, która leżała na żwirze. Nigdy by nie zapomniała tej twarzy. Chłopaka nie znała ale był blady jak papier.
-Hetal, musimy ich stąd zabrać. - powiedziała poważnym tonem.
-Ale dokąd? Przecież nie mamy domu... - odpowiedział złośliwie. Najwyraźniej nadal był trochę wzburzony.
-My nie. Ale ta dziewczyna tak. - powiedziała spokojnie.
-Nie no... Nie mów, że znów wiesz coś czego ja nie wiem... - powiedział załamującym się głosem.
-Oh. Pewnie, że wiem. I nawet mam pomysł na. Który ty byś pewno w życiu nie wpadł. - powiedziała ze złośliwym uśmiechem.
-Jasne... - mrukną Hetal. - To jaki jest ten wyśmienity pomysł?
-Bardzo prosty. W każdym razie trochę się zmęczysz ale uda nam się ich przenieść na dodatek nie zwracając na siebie niczyjej uwagi.
-Świetnie. A ty oczywiście też coś będziesz robić.
-Tak. Iść.
-Super. Czyli znowu ja odwalam robotę?
-Pewnie. - powiedziała a potem wytłumaczyła mu swój pomysł.


Mogło być gorzej. Tara mogła kazać nieść mi oba ciała. To przynajmniej nie męczy mnie aż tak jak mogłoby mnie męczyć niesienie choćby jednego z tych dwojga. A właściwie to prawie w ogóle mnie to nie męczy.
Hetal myślał o tym tak intensywnie, że nie zauważył jak zeszli z zapory. Szli teraz wolnym krokiem ulicą Roztoki obok potoku. Słychać było przyjemny szum wody i cichy świst wiatru, który zdawał bawić się z liśćmi drzew. Słonice świeciło jasno tak, że go oślepiało. Trudno było iść, myśleć i jeszcze koncentrować się nad tym żeby nie upuścić kamieni na których na dodatek leżała dwójka nastolatków.
Hetal musiał przyznać, że jego siostra miała całkiem dobry pomysł. Miał unieść kamienie na których ta dwójka leżała i unosić je odrobina nad jego i Tary wyciągniętymi rękami. Całkiem nieźle mu szło.
Zaczęli się wspinać pod górę a Hetal poczuł zmęczenie. Może i używanie mocy go zbytnio nie wyczerpywało ale jak połączy się je z wejściem pod jakąś wstrętną górę to musiał przyznać miło nie było.
-Daleko jeszcze? - spytał głosem, który i jego trochę przeraził.
-Nie, jeszcze chwilka. Dosłownie... - powiedziała Tara odrobinkę zasapana.
-Świetnie. Szkoda, że nie masz mocy ochładzania...
-Przykro mi.
-Taa...
Szli dalej w skwarze słońca pocąc się jak nigdy. A raczej to Hetal pocił się jak nigdy.
W końcu Tara się zatrzymała i Hetalowi aż szczęka opadła. Stali przed ogromnym jasno-kremowym domem. A właściwie stali przed brama willi. Naprzeciwko wejścia była fontanna a wokół niej ścieżka otoczona przez równo ściętą trawę. Rezydencja była piękna i wydawała się być jedną z tych opisywanych w powieściach angielskich. Czy jakiś innych ale Hetal nie wiedział jakich. W każdym razie była piękna.
Ty, i co my powiemy jej rodzicom? - zapytał się.
Nie wiem. Powiemy prawdę. Że znaleźliśmy ich w Zajeździe nas zaporą i przynieśliśmy tutaj.
-A co z psami?
-Jakimi zaś psami?
-No wiesz... W filmach bogacze zawsze mają psy...
-I w filmach ci co mają moce zostają super bohaterami.
-No fakt...
Weszli niepewnie przez bramę i przeszli po kostkowej dróżce wiodącej do schodów, które prowadziły do drzwi wejściowych. Po bokach stały wielkie filary.
-Wow... Ciekawe kim są jej rodzice... - powiedział z rozmarzeniem Hetal.
-Lepsze pytanie brzmi: Ile czasu poświęcają córce. - powiedziała jak zwykle poważnie Tara aż Hetalowi zrobiło się słabo.
-Ty to zawsze potrafisz wszystko obrócić na złą stronę... - mrukną Hetal.
-A ty za to potrafisz dodać wszystkiemu barwy nie? Dopełniamy się.
-Taa... Amerykę odkryłaś.
-Wiesz raczej odwrotnie.
-Dobra, oboje ją odkryliśmy w tym samym czasie.
-Tak właściwie to odkrył ją Kolumb w 1492 roku.
-Matko...
Tara roześmiała się a Hetal odpowiedział jej uśmiechem. Byli inni ale razem stanowili jedność. Jedno było nie poważne i mało odpowiedzialne a drugie odwrotnie. Różnili się tak bardzo, że wręcz czuli się jednością. Jedno bez drugiego nie było sobą. To przerażało Hetala.
-Dobra. Ty dzwonisz – powiedział szybko.
-Ja?... Ty... - zająknęła się Tara.
-Nic z tego. To ty wpadłaś na pomysł żeby tutaj przyjść.
-Niech Ci będzie... - powiedziała Tara i podeszła do drzwi jakby miała iść na ścięcie.
Nacisnęła na dzwonek ale nie usłyszeli czy rzeczywiście zadzwonił czy nie. Po chwili drzwi się otworzyły a przed nimi staną wysoki i młody mężczyzna. Miał potargane czarne włosy i tak zielone oczy jak miała jej córka. Jedyne co dziwiło Hetala to to, że nie spojrzał na nich jak na jakieś śmieci tak jak to robiła większość ludzi, tylko spojrzał z troską jak na zwykłych ludzi. Wydawał się miły...
-O co cho... - nie dokończył zdania bo zobaczył ciało swojej córki w ramionach Tary. - Co się stało? - spytał przerażony.
-Jeśli pozwoli nam, Pan, wejść to opowiemy co się stało – powiedział spokojnie Hetal.
- Ojciec dziewczyny spojrzał na Hetala i naglę się cofną. Cholera, zapomniał o oczach. Trudno. Spojrzał na faceta a on jakby nagle zrozumiał co się dzieje, cofną się i wpuścił ich do środka.


(6 miesięcy wcześniej)
Władca Erezjan chodził w ro i z powrotem po sali gładząc swoją krótką brodę. Przystaną i spojrzał na trójkę elfów.
-No więc? Co robi Alexander?
-Nasi informatorzy donoszą, że cały czas powiększa swoją armię, o Panie. Przygotowuje się do bitwy... - powiedział Eliceusz kłaniając się przed Erezjonem.
Elron spojrzał na niego krzywo. Wredny mały wojownik. Jak zwykle się podlizuje. No cóż, na szczęście wuj ślepy nie jest. Nie żeby był zazdrosny ale po prostu nie lubił lizusów. Zwykle jest otwarty i miły w stosunku do ludzi. Zwykle...
-Heridian nie ma wystarczającej liczby wojowników. Nie damy rady stawić czoła Alexandrowi. Przynajmniej nie sami.- powiedział Władca.
-Sateusze nie odpowiedzą, Panie. Są za bardzo zajęci lizaniem ran. Płacą za swoją porywczość... A Alisteusze... Czekają na swoją „królową” - Eliceusz słowo „królowa” wypowiedział z drwiną.
-Nie drwij z królowej. My także czekamy na króla. - powiedział Władca.
-Panie, wybacz, ale ty w to naprawdę wierzysz? Wierzysz w tych całych „ludzkich” władców żywiołów? W te durne zabobony? - słowo „ludzkich” wręcz wypluł.
Elenor ledwo powstrzymywał się żeby nie przywalić tej żabiej kreaturze. Uśmiechną się widząc, że wuj tak samo się od tego ledwo powstrzymuje.
-Tak wierzę, Eliceuszu. I ty też powinieneś. Oni przybędą. Niedługo. W księdze jest ponoć napisane, że w roku kiedy wszystkie królestwa zaczną się ze sobą kłócić oni przybędą żeby je pogodzić. - powiedział wuj.
Nagle Elenorowi zaświtał pewien pomysł. Wszedł w blask świec, które wisiała na pięknym żyrandolu.
-Wuju, to jest to. Musimy ich znaleźć. Musimy znaleźć dwóch królów i dwie królowe. Tylko oni zaprowadzą na nowo pokój!
-Ale jak chcesz to zrobić? - powiedziała cicho Amesja. Która też dopiero teraz wyszła z cienia.
Elenor spojrzał na nią. Jej czarne włosy były tak samo ciemne jak noc jak jego a odcień jej oczu dokładnie taki sam jak i niego. Nie było szans żeby nie zobaczyć, że są rodzeństwem a jednak ich rysy różniły się. Elenor miał bardziej doroślejsze i było widać, że to Amesja jest jego młodszą siostrzyczką.
-A jak myślisz? Mam zamiar zobaczyć księgę. - powiedział zwracając swój wzrok na wuja.
Żabiglut tak szybko się poderwał, że Elenor myślał, że zaraz się przewali. Żabol podszedł do niego i staną z nim twarzą w twarz.
-Czemu myślisz, że Władca pozwoli ci zobaczyć Księgę?
-Ponieważ to ja jestem prawowitym Władcą? Bo to mój Ojciec był poprzednim Władcą? Tylko, że jestem jeszcze nie letni ale to JA jestem Władcą? Bez urazy wuju. - powiedział puszczając do teraźniejszego Władcy oko. On tylko skiną głową.
-I myślisz, że Księga akurat tobie coś pokarze? Nie udało się to żadnemu dotychczasowemu Władcy. Żadnemu. - wysyczał Żabol.
-Bo wtedy Królowie nie byli potrzebni.
Żabol prychną śmiechem.
-Królowie. Ty też w to wierzysz... Myślisz, że Ci idioci się stawią? Myślisz, że ta cała bitwa z Piątym Królestwem była prawdą? Chyba Cię porypało...
Tego było za wiele dla Elenora. Wyprowadził piękny cios w brzuch po którym Żabiglut upadł na ziemię.
Oczywiście Amesja od razu podbiegła do Eliceusza.
Jak ona mogła się kochać w tym idiocie? Przecież to jakaś podróbka marnego wojowniczka. No ale cóż. Każdy ma wolną wolę.
-A więc? Wuju, pozwolisz mi zobaczyć Księgę?
-Tak. - odpowiedział i skierował się w najciemniejszy kont sali...


Adrianna powoli zaczęła otwierać oczy. Światło dzienne raziło ją.
Co się stało? No tak, zbyt dużo mocy...
Dotknęła czegoś na czym leżała. Było miękkie. Zbyt miękkie jak na żwir na, który upadała. Usłyszała przyciszone głosy. Głowa ją bolała ale i tak podniosła się żeby usiąść. Niestety ta próba nie wyszła z powodu zawrotu głowy, który nakazał jej znów się położyć. Zaczęła przysłuchiwać się rozmowie.
-A więc ty jesteś Tara, tak? - usłyszała znajomy głos.
-Tak. To jest mój brat Hetal. - powiedziała dziewczyna, którą niedawno spotkała.
-I znaleźliście ją, to znaczy ich przy zaporze? - to był głos jej ojca.
O nie... Tylko nie to.
-Tak. - odpowiedział jakiś męski głos zapewne Hetala.
-Ale jakim cudem ich tu donieśliście.
-Na to pytanie już chyba Pan zna odpowiedź.
Chwila ciszy.
-A więc nie jest jedyna...
-Czy Pan coś o tym wie?
-Niewiele. Naprawdę... Pewno tyle co wy.
Tego było już za wiele. Adrianna podniosła się resztkami sił i spojrzała w kierunku kuchni. Tak jak domyślała się przy stole siedział jej ojciec i Tara wraz z jej bratem. Zaczęła zmierzać w ich kierunku. Nagle poczuła powiew wiatru na twarzy. Od razu poczuła się lepiej. Wyprostowała się i już pewniejszym krokiem zaczęła zmierzać w kierunku zebranych.
Kiedy jej ojciec ją zobaczył poderwał się na równe nogi i podbiegł do niej.
-Ależ córeczko! Powinnaś jeszcze leżeć! - powiedział z troską.
-Nie nazywaj mnie córeczką. - powiedziała niezbyt miło ale po chwili poprawiła swój głos – Co się stało.
Chłopak, którego najwyraźniej rozśmieszyła jaj odzywka odpowiedział jej:
-Powiedzmy, że Tara znalazła Cię nie przytomną przy zaporze i przynieśliśmy was tutaj. - powiedział z uśmiechem.
Słowo „was” wywarło na jej pamięci pewien nacisk pod wpływem, którego przypomniała sobie co mniej więcej się stało. Ten chłopak. Potem pojawił się Sam a zaraz potem użycie mocy... Czy nic mu nie jest?
-Gdzie jest Sam? - spytała się zebranych.
-Kto? - zapytał się jej zdziwiony ojciec.
-Chłopak, którego znaleźliśmy z nią. - odpowiedział uśmiechnięty Hetal.
-Aa... Leży w pokoju gościnnym możesz iść zobaczyć co z nim. - powiedział już milej ojciec.
-Najpierw chcę wiedzieć co oni wiedzą o mocach – mówiąc to wskazała na bliźniaków.
-Powiedzmy, że dużo lecz tyle co ty. - odpowiedziała Tara.
-Czyli? - zapytała się Adrianna unosząc jedną brew.
Dziewczyna uśmiechnęła się wyzywająca a na jej wyciągniętej ręce pojawił się płomyk. Adrianna nie była zdziwiona. Spojrzała pytająco na chłopaka.
On uśmiechną się dokładnie tak samo jak jego siostra i spojrzał w stronę otwartego na oścież okna. Po chwili część ziemi z ogródka uniosła się i wleciała do domu.
-Rozumiem. - powiedziała kiwając głową.
-A ty? - zapytała się Tara.
-Powiedzmy, że lubię przebywać na świeżym powietrzu – powiedziała uśmiechając się.
Nie wiedziała czemu ale lubiła tą dziewczynę.
-Hm... Czyli ja powinienem lubi przebywać w ziemi, tak? - zapytał szczerząc zęby chłopak.
-Hetal. - powiedziała jego siostra.
-No co? Ja tylko mówię co by wynikało z jej odpowiedzi.
Tara spojrzała na niego z litością.
-Dobra, dobra. Już się nie odzywam.
-Ok. Idziemy do Sama. Znaczy ja idę wy jak chcecie. - powiedziała odwracając się na pięcie i kierując do pokoju gościnnego.

(6 miesięcy wcześniej)
Amesja kierowała się za resztą. Była podekscytowana i przestraszona. Po raz pierwszy miała zobaczyć salę Księgi. Wstęp do niej miał tylko Władca i jego rodzina. Ponoć nigdy nie udało się jej zobaczyć. Nie sądziła, że Elenerowi się uda ale cóż ma racje. To on jest prawowitym władcą. Może jemu się jednak uda? Mało prawdopodobne. Ale nie miała zamiaru się odzywać. Zresztą jak zwykle.
Spojrzała na Eliceusza. Wyglądał na nieźle wściekłego ale jemu także się nie dziwiła. Stracił rodziców a wuj adoptował go tylko z dobrego serca. Był przybranym synem Władcy ale nie miał prawa do tronu bo przeszkadzał mu w tym Elenor i ona sama.
Jego czarne włosy były związane teraz w ogon. Koszulka zespołu ACDC była podarta na ramieniu a jeansy całe w błocie. Pewno znów spotkał jakiegoś niedźwiedzia...
Nagle Eliceusz odwrócił wzrok i spojrzał prosto na nią. Jego niebiesko-zielone oczy były tak piękne, że nie mogła oderwać od nich wzroku ale jednak przemogła się i spojrzała przed siebię.
Szli ciemnym korytarzem. Powietrze było wilgotne i zimne. Szli tak jeszcze jakieś pięć minut aż stanęli przed drewnianymi drzwiami. Wyglądały jakby można je było wyłamać ledwie pchnięciem.
Wuj podszedł do nich i wyją klucz z kieszeni. Kiedy je otworzył do korytarza wlał się ciepły podmuch powietrza i teraz dało się wyczuć zapach trawy.
Komnata przypominała jedną z tych, które występują w bajkach. Przy ścianach, jeśli Amesja dobrze rozpoznała, wznosiły się porządki jońskie, następny krąg był z „toru”, w którym palił się ogień. Z pojedynczych kuł wydzielonych w podłodze wyrastały piekne kwiaty i krzewy a pośrodku stała piękna fontanna.
Przed fontanną leżała Księga. Wyglądała jakby miała tysiące lat. Właściwie to tyle miała...
-A więc, Elenorze, możesz zobaczyć Księgę. - powiedział wuj patrząc na jej brata.
Elenor stał jak sparaliżowany. Gapił się w Księgę maślanymi oczami i ni ruszał się.
Ktoś tu się chyba boi. - powiedział Eliceusz.
Te słowa jakby obudziły jej brata. Szybkim krokiem ruszył przed siebie. Zaczął wchodzić po schodkach. Pierwszy, drugi, trzeci, czwarty. Na czwartym przystaną i ukląkł przed Księgą. Wyciągną drżącą rękę i otworzył ją.
Nagle po komnacie poniósł się krzyk. Elenor zgiął się w pół i padł na schodki przy okazji uderzając głową o jeden z nich. Potem się nie ruszał...


Samowi przyśniło się, że jest w jakimś idiotycznym zamku gdzie wszystko płonie. Nic nie było słychać poza sykiem ognia. Wtem poniósł się echem jakiś okropnie brzydki śmiech. Sam rozejrzał się dookoła. Stał w obskurnej komnacie. Przed nim stał tron a na nim siedział jakiś szpetny gościu.
-I oni naprawdę myślą, że coś takiego mnie powstrzyma? No bez żartów... - gościu na tronie znów zaczął się śmiać.
Nagle wszystko się rozmyło. Usłyszał znowu głosy w tym jeden znajomy.
Trudno. Trzeba mu dać czas na przebudzenie. - powiedziała jakaś dziewczyna.
Spróbował otworzyć oczy. Światło go poraziło ale po chwili przyzwyczaił się. Poczuł, że leży na kanapie. Spojrzał w bok i zobaczył czwórkę ludzi stojących obok kanapy. Między innymi Adrianne.
-O... Śpiąca Królewna się obudziła. - powiedział chłopak uśmiechając się.
-Taa... Obudziła się. Można prosić wodę.
-Jasne. - powiedział jakiś facet stojący obok Adrianny i szybkim krokiem wyszedł z pokoju.
-Co się stało? - zapytał się Sam.
-Pewno użyłeś za dużo talentu. - powiedziała nieznana mu dziewczyna.
-Czego? - spytał równocześnie z Adrianną.
-No, mocy jak to ty nazywasz, Adrianno.
-Czego? - powtórzył Sam.
-Matko, kolejny nie kumacz – powiedział chłopak przewracając oczami.
-Bo niby ty załapałeś wcześniej, Hetal. - powiedziała złośliwie dziewczyna.
-Oczywiście, że nie. - odpowiedział, Hetal szczerząc zęby.
-Dobra o co chodzi? - domagał się wyjaśnienia Sam.
Nieznana usiadła na jego łóżku.
-W skrócie: umiesz panować nad jednym z żywiołów mianowicie nad wodą. Ja jestem Tara i panuje nad ogniem, mój brat Hetal nad ziemią a... - nie zdążyła dokończyć bo przerwał jej facet, który wszedł ze szklanką wody.
Sam usiadł na kanapie i wyciągnął rękę po szklankę.
-Dziękuje – powiedział pijąc.
Od razu poczuł, że wracają mu siły.
-A twoja dziewczyna umie panować nad wiatrem, temperaturą i pogodą. - powiedział Hetal znów szczerząc zęby w uśmiechu.
Przez chwilę Sam nie załapał o co chodzi ale jak zobaczył jakie spojrzenie Hetalowi posyła Adrianna to zrozumiał o co chodzi.
-To nie moja dziewczyna...- mrukną Sam.
-Taa... Jasne. - powiedział złośliwe Hetal.
-Hetal. - powiedziała szybko Tara. - Nie o tym mamy rozmawiać. Rozumiesz co mam na myśli? - zapytała się patrząc na Sama.
Chłopak przypomniał sobie co się działo wcześniej. Jak Adrianna sprowadziła ten wiatr a potem... No właśnie co potem? Wyciągnę rękę, zamkną oczy skoncentrował się, otworzył je i zobaczył słup wody nad nim... Czy to może być prawda? To musi być prawda... Bo w końcu jak Adrianna inaczej mogła wywołać ten wiatr? Bo przecież nie dmuchnąć...
Spojrzał na nią a ona pokiwała głową. Jej ufał...


(6 miesięcy wcześniej)
Elenor poczuł niewyobrażalny ból w głowie. Jakby coś miało mu ją rozsadzić od środka. Świat zalała ciemność a w jego głowie migały jakieś obrazy, których nie znał. Po chwili wszystko spowolniło i wyklarowało się.
Zdawało mu się, że pędzi jakimś chodnikiem. Był w świecie, który zna jedynie z podręczników. Samochody, ludzie, motory i rowery. Wszyscy się spieszą. Pędził tak dalej. Nagle obraz spowolnił przy jakiejś mapie. Jej tytuł brzmiał: Polska. Znał tą nazwę. To tam wysyłało się początkujących Obserwatorów. Pędził dalej. W rozmazujących się obrazach zdołał wychwycić jakieś jezioro albo rzekę i taki wał. Zaraz, jak ludzie to nazywają? Ah, tak... Zapora. Pędził tak dalej aż zatrzymał się przy kolejnej mapie. Napis tam brzmiał: Czernichów. Nie wiedział gdzie znajduje się owy Czernichów ale nie miał czasu się dłużej zastanawiać bo wszystko zniknęło a on sam poczuł znów niewyobrażalny ból.
Po chwili wszystko się skończyło. Otworzył oczy. Zobaczył nad sobą twarz Amesji.
Zobaczyłem ją. Zobaczyłem Księgę. - powiedział podekscytowany – Wiem, gdzie mamy się udać. Polska, Czernichów. To tam. - powiedział i poderwał się na równe nogi.
Elenorze co widziałeś? - zapytał równie podekscytowany wuj.
Zaraz Wam wszystko opowiem. Muszę przyznać, ze świat ludzi jest zdrowo kopnięty... – powiedział szczęśliwy...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Annabeth&Percy dnia Śro 16:28, 08 Gru 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Necklice
Pani mórz
Pani mórz



Dołączył: 28 Sty 2010
Posty: 3175
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krk
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Czw 18:02, 09 Gru 2010    Temat postu:

Przeczytałam już wczoraj, tylko nie miałam czasu ocenić. Błędów cała masa, jak siądę do kompa, to Ci wszystkie wypiszę. Tak ogólnie to bardzo fajne i ciekawe. Najlepszym dowodem na to, że tarafiłaś tym tekstem do mnie jest fakt, iż ślęczę nad atlasem i szukam Czernichowa (Polskę już znalazłam Very Happy ). Rozwijaj to dalej, bo ma przed sobą przyszłość.

Najbardziej irytuje mnie niepewność, czy Tara, Hetal, Sam i Adrianna (swoją drogą Sam to dość dziwne imię dla Polaka, ale nie wnikam) skończą jak twoje bezimienne podmioty liryczne, których ubywa z każdym wierszem Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sophie
Miss Holmes
<b>Miss Holmes</b>



Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 2360
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Niemcy
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Sob 20:47, 25 Gru 2010    Temat postu:

Wreszcie udało mi się to sprawdzić Very Happy Wyślę ci na e-maila z moim poprawkami tylko mi napisz ^^ Nie chcę mi się tu bawić ;p Więc, jeżeli serio chcesz zrobić z tego coś 'wielkiego', to mam dla ciebie kilka rad :) Tu kilka błędzików, które na początku wyłapałam, a później nie miałam czasu by dokończyć.
Cytat:
Tara biegła po piaskowej drodze, nie zważając na ból, jaki odczuwała przez porozklejane adidasy.

Ważna zasada, każdy czasownik, który jest kolejną częścią składową zdania oddzielamy przecinkiem.
Cytat:
wydawało jej się, że dzieje się tam coś dziwnego.

Cytat:
Wiatr był tam mocniejszy niż w innych miejscach

Cytat:
Co w jej okropnym życiu pełnym śmietników, szczurów, starych, spleśniałych kanapek i żebrania było teraz normalne?

Cytat:
Tak właśnie wyglądało jej życie od owego wypadku, kiedy o mało nie zabiła swoich rodziców, brata i siebie.

Cytat:
Ten jeden raz, kiedy rodzice ją wkurzyli.

Cytat:
Był słoneczny dzień, a ona umówiła się ze swoim kolegą na wypad.

Cytat:
Mieli już zaplanowaną trasę i w ogóle.

Cytat:
Wszystko wydawało się piękne, póki rodzice nie powiedzieli

Wydaje mi się, że zabrakło tego 'nie' :)
Cytat:
Wkurzona pobiegła po schodach, a wchodząc to pokoju tak się skupiła

Cytat:
Następnego dnia uciekła z domu razem z Hetalem. Dwa dni później odkryli jego talent.

Powtórzyłaś imię.
Cytat:
Szli jakąś uliczką, żeby znaleźć dobre miejsce do spania, kiedy wyskoczył na nich jakiś zamaskowany chłopak.

Samo opowiadanie bardzo mi się podoba, tylko imiona takie inne powybierałaś (poza Adrianną ;p). Czekam na więciej!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sophie dnia Sob 20:49, 25 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annabeth&Percy
Artystka
Artystka



Dołączył: 10 Paź 2010
Posty: 745
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Sob 21:09, 25 Gru 2010    Temat postu:

Wiem. Niestety na razie w 3 rozdziale mam je jeszcze dziwniejsze i chyba pozmieniam na normalne bo wkurza mnie ta ich "bajeczność"...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sophie
Miss Holmes
<b>Miss Holmes</b>



Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 2360
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Niemcy
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Nie 21:37, 26 Gru 2010    Temat postu:

Udało mi się to przepisać na kompa tj. wprowadzić poprawki do twojego tekstu. Miałam to wcześniej na kartkach, już ci wysyłam. Bo do imion, to nie zmieniaj, bo ciężko być teraz orginalnym, więc nie zmieniaj . Mi się bardzo podobają Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annabeth&Percy
Artystka
Artystka



Dołączył: 10 Paź 2010
Posty: 745
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Nie 21:55, 26 Gru 2010    Temat postu:

Ale imiona innych (poprzednich władców). Jest tam jedno wymyślone (nie pamiętam go)) a pozostałe to: Alexandra, Tamara, Edmund i Sebastian. Ale chyba tego Sebastiana zmienię xd

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Necklice
Pani mórz
Pani mórz



Dołączył: 28 Sty 2010
Posty: 3175
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krk
Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pon 0:04, 27 Gru 2010    Temat postu:

Nie, Sebastianowie mają genialny charakter (szkoda, że taki jeden mnie nie zauważa) i są świetnym materiałem na gentelmanów. Zostaw go, proszę. No albo jak chcesz, ale jeśli go zmienisz, to ja zrobię Sebastiana w moim opowiadaniu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annabeth&Percy
Artystka
Artystka



Dołączył: 10 Paź 2010
Posty: 745
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Annabeth

PostWysłany: Pon 0:14, 27 Gru 2010    Temat postu:

Neck, mogę zostawić tego Sebastiana jak chcesz no ale on jest i tak tylko wspomniany jakby Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum PercyJackson.fora.pl Strona Główna -> Twórczość literacka Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin