|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ailyn
Boy z hotelu Lotos
Dołączył: 29 Wrz 2010
Posty: 309
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z odległych rubieży Płeć: Annabeth
|
Wysłany: Sob 18:54, 30 Paź 2010 Temat postu: Pamiętnik Demona [NZ][3/?][Anioł ciemności][+15] |
|
|
Okej.. Oto opowiadanie oparte o serial "Anioł ciemności", czyli jakiś tam odłam od "Buffy postrach wampirów". Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Nie wiem dlaczego nie mam weny do pisania poprzedniego opowiadania... Może kiedyś tam wróci :] Narazie ten tekst dedykuję Blance, której opowieść skłoniła mnie do opisania tego, co już od dłuższego czasu chodziło mi po głowie. Soł.. enjoy! =)
WSTĘP
„Anioł Ciemności” to spin-off znanego serialu „Buffy: postrach wampirów”. Akcja niniejszego opowiadania rozgrywa się w pierwszym sezonie, przed dziewiątym odcinkiem. Opowiada o Angelu, wampirze, na którego cyganka rzuciła klątwę. Teraz nie jest już bezmyślną maszyną do zabijania – ma duszę. Jest nieszczęśliwie zakochany w Buffy Summers. Zostawił ją jednak, gdyż życie z pogromczynią byłoby niedobre dla nich obojga. Jego siły stanowią główną podstawę agencji detektywistycznej. Główną bohaterką jest także Cordelia Chase, która marzy o tym, by zostać aktorką. Dawniej była bogata i popularna, jednak jej życie uległo zmianie. Dzięki starej znajomości pracuje w agencji Angela, której powstanie było jej pomysłem. Ważna postacią jest również Allen Francis Doyle – półdemon Brachen, który posiada dar wizji przyszłości. Najczęściej objawiają się one bólem głowy i zawierają fragmenty imion, nazwisk, adresy itp. osób, które potrzebują pomocy. Swój dar Doyle zawdzięcza Mocom, Które Są, czyli niezgłębionej „sile” rządzącej światem. Świat ten jest pełen bezmózgich wampirów, złych demonów etc., którymi zajmuje się agencja Angela.
ROZDZIAŁ I
Słyszałam za sobą te dzikie okrzyki i bynajmniej nie były to okrzyki w stylu „daj kamienia” lub „jestem hardcorem”. Miałam pewność, że to oni… one…? Nieważne, po prostu wiedziałam, że TO mnie prześladuje już od dłuższego czasu. Ciemna uliczka, którą właśnie biegłam, zakończyła się ślepym zaułkiem. „Cholera!” Szczęśliwym zbiegiem okoliczności ludzie wyrzucają, tzn. gubią na ulicach wszelakie ulotki i wizytówki. Ta jedna, biała, z rysunkiem anioła była moim zbawieniem. Tylko, kurde, skąd miałabym wytrzasnąć GPS’a w 3 minuty?! Że też w tym Los Angeles są takie poplątane ulice! Biegłam jak najszybciej potrafiłam (czyli prawie tak jak królik Bugs biegałby za odebraną mu marchewką). Deszcz kapał obficie z ciemnego nieba. Dookoła nie było żywej duszy. Martwej chyba też, ale tego nie mogłam już sprawdzić. Moje kroki zdawały się być głośne niczym odbijanie metalowej piłki w pustym kościele [a, czyli teraz w kwestii wiary… nie wierzę w nic – świat to jedno wielkie bagno, na którym staram się przeżyć … jeśli na takie poglądy jest jakaś specjalna nazwa to dotyczy ona właśnie mnie]. Biegłam bardzo szybko, byleby tylko znaleźć to bezpieczne miejsce i uwolnić się od TEGO. Byłam trochę przestraszona. Okay, przerażona. Jeśli TO by mnie dopadło – zginęłabym. Zero innych opcji. Miałam wielką ochotę walić wszystko i iść spać… Jak na złość mój instynkt na to nie pozwalał. „Walcz! Nie poddawaj się! Sratatatam!”Gdy mijałam kolejny zakręt potknęłam się i wpadłam do kałuży. Nie zrobiło mi to wielkiej różnicy, gdyż i tak byłam cała przemoczona. Niestety odezwały się stare, nieleczone złamania lewej nogi. Mruknęłam pod nosem parę przekleństw, wstałam i pobiegłam dalej. Minęłam biały budynek, który już nie był taki biały jak jakieś 50 lat temu, skręciłam w prawo… I prawie wbiegłam w zepsutą latarnię. Już przestałam się zastanawiać czym TO właściwie jest. Ciężko chyba spotkać człowieka w dzisiejszych czasach. Ale skąd miałoby się wziąć coś w stylu wampira, wilkołaka, elfa, wróżki ufoka itp., tu w Kalifornii? Takie głupoty, że czarownice istnieją można dzieciom wmawiać. Ja w to nie wierzę. Nie wierzę w nic oprócz siebie (choć w sumie tego, czy na serio istnieję nie mogę być pewna… kurde!). Okay, koniec myślenia. Musiałam się skupić na bieganiu w ciemnościach. Wspominałam już o tym, że biegłam jakby mnie gonił cały oddział psychiatrów ze strefy 51? Jeśli nie to powiem, że biegłam jakby mnie gonił cały oddział psychiatrów ze strefy 51. Było dość ciemno, gdyż większość latarni nie działała lub miała ochotę na dyskotekę, bo migały niemiłosiernie, każda w innym rytmie. Przeskoczyłam kilka ogrodzeń, nawet nie pamiętam kiedy i gdzie. Byłam strasznie zmęczona (jak na kogoś, kto ‘leci’ od kilku godzin). Znalazłam się wkrótce na ulicy, której nazwa stanowiła dla mnie niezłe wyzwanie. Chyba zgubiłam TO, więc mogłam przystopować. Wyjęłam białą karteczkę i ponownie sprawdziłam adres. Na odwrocie zamieszczona była mała mapka. Tragiczna nazwa zawierająca jakieś 3 litery „f” i z pięć „v” znajdowała się także na rysunku. Czyli byłam prawie w domu. Usłyszałam jeszcze kilka szmerów i puściłam się pędem w stronę miejsca, którego wizytówkę trzymałam w ręce. „Cholera, daleko jeszcze?! Chyba pomyliłam drogi…” Nigdy nie byłam dobra z topografii, o ile nie miałam przy sobie kompasu albo najlepiej busoli. Przebiegłam przez kilka skrzyżowań. Dwa razy prawie wpadłam pod auto, ale szczęśliwym trafem przeżyłam… Super! Prawdopodobnie plątałabym się tam jeszcze bardzo długo, gdyby nie to moje niezawodne przeczucie, które poprowadziło mnie w stronę mało specyficznego budynku. Wewnątrz paliło się światło. Wbiegłam po szerokich schodach i sprawdziłam napis na drzwiach. „To tu! No, nareszcie!” Wparowałam do środka bez pukania. Znalazłam się w dość przyjemnym pomieszczeniu wyglądającym prawie jak recepcja u lekarza (z tym wyjątkiem, ze tu było więcej śmieci). Krzesła, sztuczne roślinki, białe ściany do połowy obite jasną boazerią… A na środku ciemne biurko z komputerem. Siedział przy nim młody mężczyzna z ciemnymi włosami ubrany w jasnobrązową kurtkę. Poderwał się z miejsca jak oparzony zanim zdążyłam zamknąć drzwi. Oparłam się o nie, gdyż byłam już wykończona. Mężczyzna podbiegł do mnie i wlepił we mnie pytający wzrok. Chciał coś powiedzieć, ale zdołał wydobyć z siebie tylko dziwny grymas.
- TO… mnie… g-goo… ni... – sapałam – J-ja… ttyl…ko… - nie zdążyłam dokończyć, ponieważ moje powieki szczelnie się zamknęły i mięśnie poddały się w walce z potwornym zmęczeniem. Co się działo potem? Nie mam zielonego pojęcia.
***
Próbowała dojść gdziekolwiek. Jakikolwiek dom, jakiekolwiek miejsce, byleby tylko się uwolnić. Od czego? Heh, to dobre pytanie! Od świata? Od ludzi? Znalazła wreszcie jakieś otwarte drzwi. Zapukała i nie czekając na reakcję gospodarzy wparowała do środka. Była śmiertelnie przerażona. Wewnątrz dostrzegła tylko młodego chłopaka przyglądającego się jej ze zdziwieniem. Poczuła się nieswojo wśród jasnozielonych ścian. Zaczęła się tłumaczyć: jak, skąd, dlaczego i po co się tu znalazła. Will, bo tak miał na imię młodzieniec, zaparzył jej ciepłą herbatę i poczęstował ją ciasteczkami. Na zewnątrz panowało wszechobecne zimno.
- Mieszkam tu sam ze starszym bratem. Jednak teraz jest na uczelni, więc przez większość czasu go nie ma. – opowiadał. Jego towarzyszka najwyraźniej nie miała ochoty na gadanie o sobie, toteż jej o to nie pytał. Wciąż wyglądała na zszokowaną. Jej skóra była niesamowicie blada. „Ile ona mogła mieć lat? 14? 13?” Cóż, po chwili okazało się, że dokładnie 15. Była niską szatynką z krótko przystrzyżonymi włosami i o szarych oczach (przynajmniej tak wyglądały w tym słabym świetle). Zdawało się, że powoli gaśnie w całej tej swojej tajemniczości i nicości. Will szybko ją polubił. Wiedział, że musiała uciec z domu i w zupełności to akceptował. Sam w jej wieku musiał uciekać z bratem, gdyż jego ojciec ciągle pił alkohol. Uzgodnili, ze dziewczyna zatrzyma się u niego na jakiś czas.
***
Doyle grzebał w komputerze. Było już dość późno, ale on uparcie szukał nowych informacji. Od dłuższego czasu nie miał wizji, przez co on, Angel i Cordelia nie mieli żadnego zajęcia. Dziewczyna w większości właśnie jego obarczała za to winą. Trafił na lepszy portal informacyjny, lecz nagłówki „Korporacja EKOlife wykupiła od konkurencji nowe budynki”, „Widziano zaginioną miliarderkę”, „Gubernator był na otwarciu nowego kina” czy „Odnaleziono porwane dziewczyny” nie były tym, czego szukał. Wprawdzie ten ostatni dotyczył ich ostatniej sprawy, ale teraz to nie miało znaczenia. Chciał znaleźć coś nowego, nową zagadkę, z którą nie radzi sobie miejscowa policja, żeby tylko Cordelia przestała się na niego dąsać. Owszem, nie mógł wpływać na swoje wizje, ale nie to się tu liczyło. Pragnął umówić się z dziewczyną, jednak śmiertelnie bał się jej reakcji. Należała do innej grupy społecznej, chciała zostać aktorką… On był tylko „chłopcem na posyłki”, „taksówkarzem” i „gościem od brudne roboty”. Oczywiście był także półdemonem, ale tego dziewczynie nie powiedział. Fakt, że miałby jej to wyznać przerażał go bardziej niż problem umówienia się z nią na kolację. „Jestem kompletnym nieudacznikiem!” Uderzył pięścią w klawiaturę. „Co ja sobie wyobrażam? Jestem dla niej tylko kolega z pracy. W dodatku tym nudniejszym. Miałaby się umówić ze mną, gdy może mieć każdego faceta w mieście? Jest przecież taka ładna, utalentowana, miła, wysoka…” Nagły huk odciągnął go od rozmyślań. Jakaś dziewczyna wbiegła do biura i oparła się o drzwi. Wyglądała na niesamowicie wykończoną. Doyle poderwał się z miejsca i skoczył ku niej. „Eee, co ja mam powiedzieć?” – zawiesił się. Szatynka też próbowała coś wydukać, ale zbyt często musiała łapać oddech, więc nic nie zrozumiał. W końcu zaczęła jakoś dziwnie mrugać oczami, jakby miała zasnąć… Zachwiała się mocno. W ostatniej chwili Doyle złapał ją w powietrzu. „Chyba zemdlała…” Nie miał pojęcia co miałby pomyśleć i zrobić. Zaklął paskudnie i stał tak z nieznajomą na rękach. Niczym ten słup soli. Ku jego szczęściu Angel pojawił się za jego plecami. Doyle odwrócił się do niego.
- Co…? – zaczął wampir. Zamurowało go, gdy zobaczył swojego kumpla trzymającego jakąś dziewczynę. „Yyy.. Że niby co Doyle miałby z nią robić? Co w ogóle ona tu robiła?” – Kto to jest? – zapytał po chwili.
- Ja… Nie mam pojęcia. – niebieskie oczy Doyle’a przypominały teraz te wielkie, zdziwione gały rodem z mangowego królestwa – Wbiegła tu, chciała cos powiedzieć… No i zemdlała. Miałem ją puścić na podłogę? – ostatnie zdanie dodał po chwili, gdy Angel nadal nie spuszczał z niego wzroku… Zupełnie jakby się tłumaczył, miał wyrzuty…
- Nie, no okay… - Angel spuścił wzrok. Tymczasem Doyle odetchnął mocno i głęboko.
- To co z nią zrobimy?
-Eeem… - Angel zaczął intensywnie myśleć, jednak do głowy przychodziła mu tylko jedna myśl – To… Może zabierzemy ja do mnie na dół…?
- Yyy… Dobra. – półdemon zniósł ją po schodach do mieszkania wampira. Dookoła panował półmrok. Położył ją na sofie z czarnej skóry w salonie. Po drodze zostawił masę mokrych śladów, gdyż dziewczyna była przemoczona do ostatniej, suchej nitki. Wszechobecne było zakłopotanie jego, jak i zarówno przyjaciela. Ta sytuacja chyba ich przerastała. Angel stanął obok niego. Obaj wlepili wzrok w nieznajomą.
- Yyy… Chyba trzeba będzie jej ściągnąć ten szary plecak i mokre ubrania, bo twoja kanapa tego nie przetrwa. – przerwał nieznośną ciszę Doyle.
- Taa, racja… to ty się nią zajmij, a ja poszukam jakiejś koszuli… - powiedział powoli Angel i sie zmył.
- Ja?! Ale… Co? Ech… - półdemon chciał powiedzieć, że raczej nie ma na to ochoty, ale Angel zbyt szybko się ulotnił. On też nie chciałby tego robić. „No pięknie…” – myślał Doyle. „Nie było sprawy? Już jest! Niestety…”
PS Mam dla Was bojowe zadanie: nie potrafię wymyślić tytułu opowiadania (myślałam o czymś ze słowem pamiętnik) oraz imienia dla główej bohaterki. Charakter dziewczyny jest mniej-więcej przedstawiony w pierszej części. Macie jakieś pomysły?
PPS Jeśli macie czas i ochotę to prosiłabym o wytykanie mi błędów stylistycznych, ortograficznych itp.itd.etc.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ailyn dnia Pią 22:28, 12 Lis 2010, w całości zmieniany 7 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Sophie
Miss Holmes
Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 2360
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Niemcy Płeć: Annabeth
|
Wysłany: Sob 20:48, 30 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Podoba mi się. Bardzo fajnie piszesz To z dyskotekowymi lampami było super xD Nie rzuciły mi się w oczy błędy, ani nic i pomysłu na tytuł też nie mam, też mam zawsze z tym problem
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Necklice
Pani mórz
Dołączył: 28 Sty 2010
Posty: 3175
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Krk Płeć: Annabeth
|
Wysłany: Sob 21:35, 30 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Fajne, nigdy nie widziałam Anioła Ciemności, ale Buffy co i owszem. Świetnie rozwijasz akcję, chociaż to, że na początku trudno jest skumać o co chodzi może kogoś zrazić. Błędy mam następujące:
1 "...choć w sumie tego czy ..." - po TEGO powinien być przecinek.
2 To literówka, ale jak wszystkie, to wszystkie "WspominałaM już, że biegłam..."
3 Jeszcze gdzieś było a zamiast ą, ale nie mogę znaleźć.
4 "...jak i zarówno jego przyjaciela." - zarówno jest tu zbędne.
Poza tym ja też wolę busole od kompasów
Co do imienia dla tej dziewczyny, to może Megan? Czy ma być jakieś bardziej niespotykane?
Tytuły mi przychodzą do głowy następujące: "Ucieczka w pamięć", "Ucieczka od pamięci", to zależnie od dalszego rozwoju wydarzeń.
To tyle, pisz dalej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ailyn
Boy z hotelu Lotos
Dołączył: 29 Wrz 2010
Posty: 309
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z odległych rubieży Płeć: Annabeth
|
Wysłany: Wto 19:06, 02 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Dzięki, Neck Przyznam się, że imię Megan mi spasowało i to bardzo. Wymyśliłam jeszcze jedno imię, mianowicie Aralis (użyję go jeszcze, tylko nie wiem gdzie). Jego etymologia jest wręcz masakryczna.
Niestety tutył z ucieczką niebardzo pasuje do dalszego rozwoju wydarzeń. Jedno tylko mi przychodzi do głowy, ale to byłby straszny spojler
Postanowiłam, że dopisze jeszcze mały wstęp, specjalnie dla tych, którzy nie oglądali serialu. Wrzuciłam go do wcześniejszego posta, żeby był porządek. Oczywiście nie jest wolny od błędów i napewno niedokońca zgodny z kanonem, ale mniejsza z tym.
Poniżej się prezentują 2/3 II rozdziału. Ostani fragmencik jeszcze w praniu. :]
ROZDZIAŁ II
Powoli zaczęłam słyszeć jakieś pomruki. Nie miałam ochoty się budzić, jak zwykle. Lekko otworzyłam oczy. Nie zdołałam jednak nic zobaczyć, gdyż było ciemno. Bardzo ciemno (zabrzmiało to choć trochę złowieszczo? Cóż, nie miało tak wyjść!). Zmusiłam się jednak do całkowitego otwarcia powiek. Moje źrenice natychmiast się rozszerzyły, gdyż nie mogłam zauważyć wielu szczegółów. Poniosłam się na jednej ręce. Znajdowałam się w przestronnym pomieszczeniu. Gdzieś za mną paliła się lampka bardzo delikatnym, brązowym światłem. Leżałam na czarnej sofie przykryta kocem. I (uwaga, niespodzianka!) nie miałam na sobie moich ciuchów. Byłam ubrana w czarną, szeroką koszulę. „Pewnie to należy do tego gościa z recepcji…” Wolałam nie wiedzieć, w jaki sposób zostałam przebrana, a już na pewno nie chciałam myśleć, że możliwie… "I akurat teraz tylko misie mi chodzą po głowie! Nie, nieważne!" Dopiero teraz moje oczy przyzwyczaiły się do tutejszego oświetlenia, więc mogłam dostrzec zarys różnorakiej broni wywieszonej na ścianach. „Kurcze, gościu mógłby tu założyć muzeum militariów o nazwie ‘od topora do szabelki’… Nieźle.” I tu kolejna rzecz, której wiedzieć nie chciałam: po co mu te zabytki? Czy ja nie byłam przypadkiem w jakiejś siedzibie TEGO czegoś…? Zaczęłam się trochę bać. Nie powinnam była od razu wierzyć, że tu mi pomogą. Chciałam wstać, ale moja lewa noga całkowicie odmówiła mi posłuszeństwa. Kiedy biegłam jakoś nie czułam tego bólu. Teraz stawał się nie do zniesienia. Usłyszałam kroki, więc uznałam, że lepiej będzie, jeśli udam, że nadal śpię. Zamknęłam oczy i czekałam. Po chwili usłyszałam coraz to wyraźniejsze głosy.
- Zadzwoniłeś po Cordelię?
- Nie, miałem do zrobienia coś innego, gdybyś nie wiedział.
- Powiesiłeś jej ubrania w łazience?
- Tak. Nie wiem, co jeszcze możemy zrobić. Żyje, ale czy nie jest w śpiączce albo coś?
- Nie mam pojęcia. Na razie poczekajmy, wstrzymamy się ze szpitalem.
- To dzwonimy po Cordy?
- W sumie to nie wiem czy jest sens ją budzić…
- Ona jest kobietą. Na pewno lepiej sobie poradzi od nas.
-W sumie i racja… Ale chyba teraz będziemy przez chwilę zajęci czymś innym.
- Dokładnie. Yyy… Hej, wstawaj… czy coś…
Cholera, jak się domyślili? Może za głośno wygłaszam komentarze do ich wypowiedzi w moich myślach. Muszę się tego oduczyć. Ale chyba nie mają złych zamiarów… Na to wygląda… NA RAZIE. Otworzyłam oczy, podciągnęłam koc i usiadłam z nogami podkurczonymi pod brodę. Nie odzywałam się.
- Cześć – mruknął czarnowłosy mężczyzna, którego spotkałam w recepcji.
- Hej… - odmruknęłam.
- Yyy… Witaj – zaczął drugi mężczyzna – Jestem Angel, a to jest Doyle.
- Aha. – pokiwałam głową. Nie miałam zamiaru udzielać odpowiedzi, o które mnie nie proszą.
- Wiesz, zemdlałaś, kiedy wbiegłaś do naszego biura i… - tłumaczył się ten cały Doyle.
- Aha.
- Po co tu przyszłaś? – zapytał bezpośrednio, ale subtelnie Angel.
- Jesteście czymś w rodzaju detektywów, ochroniarzy itp.? – zapytałam.
- Tak… - odpowiedział Doyle.
- Więc potrzebuję waszej pomocy. Wiecie, dzięki za to co już zrobiliście, ale przybyłam tu w innej sprawie. Otóż coś mnie ściga… - przerwałam, by syknąć z bólu bijącego z mojej nogi.
- Wporządku. Wiesz, jest środek nocy, albo i później, więc może prześpij się, a potem porozmawiamy. Możesz tu zostać, będziemy cię pilnować. – powiedział Angel.
- Okay – nie stawiałam oporu. Póki mogę, będę spać.
- Nie potrzebujesz czegoś? – zapytał Doyle.
- Nie, jest dobrze… - teoretycznie. Poczekałam aż odejdą i położyłam się na powrót. Ten czekoladowy koc był naprawdę cieplutki… Poczułam się tak błogo i fajnie. Jednak nie mogłam im ufać do końca. Nikomu nie można ufać – to pierwsza zasada przetrwania w naszym cudnym, ziemskim śmietniku.
***
Doyle i Angel oddalili się, by dziewczyna mogła zasnąć, a oni w spokoju pogadać. Wysoki brunet, którym był wampir wyglądał teraz na zamyślonego.
- Na razie zostań tu z nią – mówił.
- Dobra, mogę sobie tu posiedzieć, a ty co zrobisz?
- Poszukam tych ludzi, którzy ją gonili gdzieś w pobliżu. Potem zgarnę Cordelię po drodze.
- Nie ma sprawy. Tutaj będzie bezpieczna, póki co.
- Dokładnie. Więc jadę, trzymajcie się!
Doyle tylko pokiwał głową i patrzył jak Angel wychodzi. Stanął w drzwiach i przyglądał się nieznajomej dziewczynie. Mogła mieć góra 18 lat. Skrzywił się mimowolnie. Była taka młoda, a już miała kłopoty. Zastanawiał się nad szczegółami jej „rozbudowanej” historii. Jeśli ktoś ją prześladował to chyba mogła iść do pierwszej lepszej agencji ochroniarskiej, albo nawet zgłosić to na policję? Skoro tego nie zrobiła albo zrobiła i nie dało to żadnych efektów, to szykowała się większa zagadka. Zakładając, że oczywiście mówiła prawdę. „Nie wierzę, żeby kłamała. Mam po prostu takie przeczucie. Zobaczymy co będzie, gdy wróci Angel.”
***
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ailyn dnia Wto 19:17, 02 Lis 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Necklice
Pani mórz
Dołączył: 28 Sty 2010
Posty: 3175
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Krk Płeć: Annabeth
|
Wysłany: Wto 20:28, 02 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Czadowe, a może jednak machniesz ten spoilerowy tytuł?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sophie
Miss Holmes
Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 2360
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Niemcy Płeć: Annabeth
|
Wysłany: Czw 19:38, 04 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Extra, bardzo mi się podoba Świetnie piszesz.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ailyn
Boy z hotelu Lotos
Dołączył: 29 Wrz 2010
Posty: 309
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z odległych rubieży Płeć: Annabeth
|
Wysłany: Pią 22:24, 12 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
ok, tak więc WIELKI 'dzię-ku-ję' dla Neck za wcześniejsze przeczytanie tego kawałka
spojlerowy tyltuł jest, ale ważne, ze wogóle jakiś jest. Miłego czytania!
***
To było do przewidzenia, że prędzej czy później Will pokłóci się ze swoją przyjaciółką. Za pierwszym razem poszło jednak o coś poważniejszego niż pilot od telewizora. Dziewczyna była pewna, że słyszała jakieś głosy w nocy. Bała się zasnąć – przypomniała sobie powód, dla którego trzy miesiące temu przybyła do Willa. Chłopak jej nie wierzył. Dziewczyna nie wiedziała, co zrobić ze sobą. W zamian za to, że Will z bratem przyjęli ją do siebie robiła u nich za ‘sprzątaczkę’. Umiała gotować, sprzątać, robić pranie, a dwóm chłopakom brakowało właśnie kogoś takiego. Chrisa często nie było, za to Willa widywała codziennie, gdy wracał ze szkoły. Sama nie uczyła się, bo nie chciała. Bracia to akceptowali. Byli tolerancyjni i mili, co lubiła w nich najbardziej. Will był jednak bardziej otwarty niż Chris. Może przez to, że spędzali więcej czasu razem? Był od niej starszy tylko o rok. Znali się bardzo krótko, ale już wiedzieli o sobie bardzo dużo. On – lubił się bawić, tańczyć i grać na komputerze w różne symulatory; ona – była wesołą, beztroską dziewczyną z dziwną przeszłością i zamiłowaniem do literatury. Taka idylla jednak nigdy nie trwa wiecznie. Jedna kłótnia wystarczyła, by nie odzywali się do siebie przez tydzień. W tych ostatnich dniach oboje byli niesamowicie przybici, co zauważył także Chris. Jednak po dłuższej rozmowie ze starszym bratem Will dokładnie wiedział, co powinien zrobić.
ROZDZIAŁ III
To było okropne. Siedziałam zamknięta w ciemnej szafie razem z moimi zabawkami. Słyszałam krzyki. Miałam ochotę wyjść albo uciec, jednak bałam się tego, co mogło być na zewnątrz. Stwierdziłam, że tylko wyjrzę poza szafę, to nie zaszkodzi. Nagle nastała nieznośna cisza. Przez szparę między drzwiami zobaczyłam plamę krwi. Zaskoczona cofnęłam się na sam tył szafy. Zaczęło mi się wydawać, że ktoś szarpie za drzwi. Potem znowu cisza. Chciałam ponownie zerknąć na zewnątrz. Zbliżyłam się do drzwi i ujrzałam to paskudne, krwistoczerwono oko. Miałam ochotę krzyczeć.
Obudziłam się przerażona. Po mojej twarzy spływały drobne kropelki potu. Podniosłam się na jednej ręce i rozejrzałam. Wnętrze szafy zniknęło, jednak nadal wypełniał mnie strach. Niespodziewanie spostrzegłam, że ktoś mi się przygląda. To był… „Zaraz, jak on się nazywał? Tamten jeden to był Angel, a… Ach, no jasne! To był Doyle.”
- Dobrze się czujesz? – zapytał i wstał z fotela, który znajdował się naprzeciwko mnie.
- Tak… Ja… Tylko miałam zły sen… - wlepiłam wzrok w podłogę, tym czasem mężczyzna usiadł obok mnie – Znów śniłam o tym jak… - ugryzłam się w język i złapałam na głowę. Poczułam, że byłam strasznie rozpalona. Od tego snu miałam ochotę się popłakać, jak jakiś mięczak. „ I kolejny raz nawiedzała mnie wizja jego śmierci…” Doyle dość niepewnie położył mi rękę na ramieniu.
- Wporządku. – rzucił krzepiąco. Chciałam się podnieść, jednak tak się poprzekręcałam, że znalazłam się twarzą w twarz z Doylem. Poczułam się dość nieswojo i szybko opuściłam wzrok, jednak w tym samym momencie w salonie zapaliło się światło. Natychmiast zwróciliśmy twarze w stronę schodów. Stała na nich jakaś brunetka i Angel. Oboje wpatrywali się w nas raczej zaskoczeni. Odsunęłam się trochę od Doyle’a i siedziałam cicho. Czułam się jak gdyby przyłapano mnie na ściąganiu w szkole. Nie było to przyjemne uczucie. Brunetka wreszcie się odezwała:
- Co tu się dzieje? – zapytała gniewnym tonem.
- Nic – zaczęłam – rozmawialiśmy. – czułam się o wiele pewniej niż przedtem.
- Och… - zachowywała się jakby zrobiła coś niestosownego, chyba, że to ja ją tak onieśmieliłam.
W końcu razem z Angelem zeszła całkiem na dół. Usiadłam po turecku i przykryłam nogi kocem. Doyle nadal siedział obok mnie. Jednak po chwili, gdy Angel i brunetka usadowili się w fotelach, poderwał się i zaczął mówić:
- To może ja zrobię wam herbatę, co?
- Chętnie się napiję – powiedziała kobieta.
- Tak, ja też – odpowiedziałam. Ból w nodze chyba zelżał, bo przestałam zwracać na niego uwagę. Za to moja głowa powoli pękała, ale nie dałam tego po sobie poznać.
- Yyy… To jest Cordelia. – przedstawił kobietę Angel – Cordelio, to… - zamilkł. Uświadomił sobie, że nie wie jak mam na imię. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Pomilczałam przez moment, żeby go podenerwować.
- Megan. Jestem Megan. – uścisnęłam dłoń Cordelii. Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu, gdy Doyle wrócił z herbatą. Znowu usiadł obok mnie i podał mi jeden kubek, drugi wręczył Cordelii. Ujęłam niebieskie naczynie w dłonie i wdychałam ciepłą, aromatyczną parę.
- Może opowiesz nam coś o sobie? Jeżeli mamy ci pomóc musimy wiedzieć więcej niż dotychczas. – powiedziała Cordelia.
- Hmm. Pochodzę z daleka, jeżdżę przez prawie całą Amerykę. – mówiłam – Jednak w trakcie tej podróży ciągle miałam uczucie, że ktoś mnie goni, prześladuje. Wiem, że są do tego wmieszani zwyczajni ludzie. Samego ‘napastnika’ nigdy nie widziałam w całości, ale pamiętam, że miał czerwone oko… - ostrożnie dobierałam słowa, by wiedzieli tylko to, co im potrzebne i nic poza tym – I… Może wyda się wam to głupie, ale nie jestem już nawet pewna, czy to w ogóle człowiek. – moje słowa wywołały ogólne poruszenie. Cała trójka zachowywała się jednak jakbym poruszyła jakiś drażliwy temat, o którym nie chcą mówić, a nie jakby mieli ochotę mnie wyśmiać. „Co tu jest grane?!”
- Eee… No nic… - zaczął Angel – Na razie zostaniesz tutaj, potem pomyślimy, co zrobić.
- Dobrze. – powiedziałam. Nagle przypomniałam sobie o kolejnej rzeczy. Z niemałą pomocą moich narządów wzroku odnalazłam mój plecak. Odłożyłam kubek do połowy wypełniony herbatą i sięgnęłam po kawałek szarego materiału. Wyjęłam długopis i plik prostokątnych kartek. Już się domyślacie, o co mi chodziło? Szybko wypełniłam jedną z nich dość starannym pismem i wręczyłam ją Cordelii.
- Nie myślcie sobie tylko, że nie mam pieniędzy czy coś. Po prostu potrzebuję schronienia i ochrony na obecną chwilę. – zerknęłam na brunetkę – Mam nadzieję, że nie wpisałam za mało zer.
Cordelia dość osłupiona wpatrywała się w czek. Angel zrobił podobną minę, gdy spojrzał jej przez ramię. W końcu oboje podnieśli głowy i zaczęli mi się podejrzliwie przyglądać. „Tia, jeden zero dla mnie.” Pewnie sięgnęłam po kubek i upiłam spory łyk herbaty. Doyle przez cały ten czas siedział obok, choć korciło go, by podejść do Cordelii i dowiedzieć się o co chodzi.
- Wporządku. To… - mówił Angel – Na razie śpij dalej. My już się zajmiemy resztą. Dobranoc.
- Dzięki – rzuciłam.
- Taa… Dobranoc. – Doyle wstał i wyszedł razem z dwójką towarzyszy. Zostałam sama w salonie. Powoli dopijałam resztę herbaty i oglądałam pomieszczenie, w którym się znajdowałam. Teraz ten wielki topór wydawał mi się mniej złowieszczy niż przedtem. Byłam ciekawa, o czym oni teraz rozmawiali. Cordelia wydawała się być osoba o silnym charakterze. Wiedziała, czego chce i do tego dążyła. „Hmm, nutka egoizmu?”Angel był opanowanym gothem, jakby odciętym od świata. Doyle natomiast zachowywał się jak fajny kumpel, z irlandzkim akcentem, chyba najbardziej uczuciowy z nich wszystkich. Nie miałam ochoty i odwagi gadać z nimi dłużej. „Idę spać…”
***
- Co wyście robili? – rzuciła zdenerwowana Cordelia
- Nic, rozmawialiśmy… Miała zły sen… - tłumaczył się Doyle – O co ci w ogóle chodzi?
- Nie, o nic. – odrzekła z ironią.
- Okay, możecie przestać? – wtrącił się Angel – Musimy się zastanowić o co w tym wszystkim biega.
- Tak, przepraszam. – przyznała Cordelia – Pierwsze pytanie: jakim cudem dziewczyna, która jeździ stopem przez stany i nie ma swojego domu ma tyle kasy?
- Ee.. Bogaci rodzice? Spadek? – rzucił Doyle – Następne pytanie: Co z jej rodziną?
- To proste – zaczęła dziewczyna – Ona uciekła z domu. Może zwiała bogatym rodzicom i teraz jej szukają?
- Prawdopodobne. – mówił Doyle – Jednak skąd to jej przeczucie, że gonią ją jakieś demony czy tam inne potwory? Urojenia?
- A jeśli po prostu jej rodzina miała jakieś zatargi z demonami, a ona akurat wtedy uciekła lub została porwana i dopiero potem uciekła? – powiedziała Cordelia.
- To by wyjaśniało chyba wszystko. Trzeba wiec znaleźć tych, którzy jej szukają. – dodał Angel.
- Pozostaje jeszcze kwestia tego co z nią zrobimy. Ma zostać tutaj? Prędzej czy później domyśli się, że nie jesteś zwykłym człowiekiem. – Cordelia zwróciła się do wampira.
- U ciebie za to mieszka ten duch… Dennis, tak? – rzucił wampir i oboje spojrzeli na Doyle’a.
- Dobra, dobra. Wezmę ją do siebie. – powiedział zrezygnowany półdemon.
- Super. Więc, póki jest jeszcze noc i okazja do zaśnięcia pojadę z Angelem do domu, a potem on sobie pochodzi i powęszy w okolicy.
- Czyli ja zostaję na miejscu. – Doyle uśmiechnął się lekko ironicznie.
- Dobrz, to w drogę – powiedziała Cordelia i wyszła razem z Angelem. Półdemon znowu został sam z Megan. „Jak zwykle najciekawszą robotę dostaję ja…” Wszedł spowrotem do salonu i spojrzał na śpiącą dziewczynę. Wywoływała u niego jakieś dziwne, mieszane uczucia. „Cóż, jutro na pewno dowiem się o niej czegoś więcej.”
***
Było już późno. Chris znowu gdzieś zniknął, a Will właśnie miał zamiar naprawić relacje między sobą a jego przyjaciółką. Przygotował wszystko na zewnątrz: koc na trawie, gorącą herbatę i miejsce na ognisko. Kiedy już był gotowy poszedł na górę, do pokoju gościnnego, który aktualnie zajmowała dziewczyna. Zapukał do jej drzwi. Na kilka chwil jego serce zamarło. „A co jeśli już śpi, albo po prostu nie ma zamiaru ze mną rozmawiać?” Na szczęście po chwili usłyszał szmer i drwi się otwarły. Stała w nich piętnastolatka w zielonym szlafroku.
- Chodź ze mną. – pociągnął ją delikatnie za rękę. I poprowadził na zewnątrz. Nie opierała się mu, lecz milczała, co go tylko dobijało. Kiedy dotarli na miejsce dziewczyna usiadła, a Will rozpalił ognisko. Mały płomień szybko ogarnął większość patyków. Chłopak położył się na boku koło szatynki. Ona tymczasem tylko wpatrywała się w płomienie.
- Wiesz… Ja chciałem cię przeprosić. – zaczął i podał jej herbatę.
- Niepotrzebnie. Nie gniewam się, ale… - nie odrywała wzroku od ogniska.
- Ale co?
- Nieważne. Cieszę się, że znowu możemy normalnie porozmawiać. – przekręciła głowę i uśmiechnęła się do niego. Po chwili upiła łyk herbaty z gorącego kubka. – Mmm, zielona! Pamiętałeś. – położyła się na plecach.
- A jak mógłbym zapomnieć? Przecież pijesz ją codziennie. – spojrzał jej w oczy z lekko szelmowskim uśmiechem.
- Wiem… - zamknęła oczy.
- Ty śpisz? – zapytał.
- Tak… Cały czas wydaje mi się, że śnię… - uśmiechnęła się i otworzyła oczy.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ailyn dnia Pią 22:25, 12 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lissa
Przypalona Ambrozja
Dołączył: 03 Lis 2010
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Białystok Płeć: Annabeth
|
Wysłany: Sob 10:16, 13 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
O ,żeczywiście świetnie piszesz. Licze na wiencej(:
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nereida
Serce Oceanu
Dołączył: 24 Sie 2010
Posty: 501
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Ocean Płeć: Annabeth
|
Wysłany: Sob 10:30, 13 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Extra Czekam na więcej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Necklice
Pani mórz
Dołączył: 28 Sty 2010
Posty: 3175
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Krk Płeć: Annabeth
|
Wysłany: Sob 12:20, 13 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Ja moją dokładną opinię wyrażałam na PW, a tu zdradzę wam tylko, że bardzo mi się podoba.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ailyn
Boy z hotelu Lotos
Dołączył: 29 Wrz 2010
Posty: 309
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z odległych rubieży Płeć: Annabeth
|
Wysłany: Nie 20:55, 14 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Dzięki
Zrobiłam także mały obrazek, żeby mniej-więcej ukazać bohaterów opowiadania. Pierwsza stoi Cordelia, potem Angel w środku i Doyle. Cordy gra Charisma Carpenter , Angela David Boreanaz, a Doyle'a ś.p.Glenn Quinn..
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Necklice
Pani mórz
Dołączył: 28 Sty 2010
Posty: 3175
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Krk Płeć: Annabeth
|
Wysłany: Nie 22:31, 14 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
To teraz jestem prawie pewna, że Angela widziałam w Buffy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sophie
Miss Holmes
Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 2360
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Niemcy Płeć: Annabeth
|
Wysłany: Pon 19:15, 15 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Świetne, troszkę błędów zauważyłam, kilka połkniętnych literek, ale ogólnie wszytko jest okej Super plakacik
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ailyn
Boy z hotelu Lotos
Dołączył: 29 Wrz 2010
Posty: 309
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z odległych rubieży Płeć: Annabeth
|
Wysłany: Nie 18:22, 19 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Helloł Wielkie sory za długą nieobecność ogólnie na forum; postanowiłam się więc zrekompensować dwoma rozdziałami opowiadania Taka nuda, ale lepszy rydz niż nic Enjoy!
ROZDZIAŁ IV
Tym razem, gdy się obudziłam już nie pamiętałam swojego snu. „I dobrze.” Doyle przysnął sobie na fotelu. Zachowując absolutną ciszę wstałam i rozejrzałam się. „Moje ubrania będą… Tam.” Spojrzałam w stronę brązowych, rozsuwanych drzwi. To na pewno była łazienka. „Jeśli nawet nie znajdę tam swoich ciuchów, to i tak powinnam się tam wybrać.” Boso i na palcach ruszyłam w stronę drzwi. Otwarłam je bezszelestnie. „Miałam rację. Eh, ja to jestem świetna!” Zamknęłam drzwi łazienki i weszłam pod prysznic. Pożyczyłam sobie jeden płynów do mycia, który miał typowy, męski zapach. Nie przejęłam się tym zbytnio. „Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.” Pożyczyłam sobie także jeden ręcznik. Kiedy już byłam sucha ubrałam swoje rzeczy. Spojrzałam w lustro i zaczęłam się czesać. „Hm. Włosy mi strasznie urosły. Powinnam je już dawno ściąć, bo wyglądają okropnie.” Nadal mokre włosy związałam w ciasny warkocz i spięłam spinką, tak żeby nie było widać ich rzeczywistej długości. Czułam się tak rześko i przyjemnie… Być może była to zasługa ‘orzeźwiającego’, męskiego żelu pod prysznic? Nie mam pojęcia. Wzięłam czarną koszulę i wyszłam z łazienki po cichu. Doyle nadal spał. Wiedziałam, że już dawno wzeszło słońce, ale tutaj wciąż było ciemno. „Uroki mieszkania w piwnicach – zero okien.” Położyłam koszulę na sofie. „Co bym mogła teraz porobić? Obudzić wszystkich?” Dostrzegłam zarys pokoju bez drzwi. Podeszłam do niego i aż się uśmiechnęłam, gdy zobaczyłam, co się tam znajduje. Mianowicie była to siłownia. Miałam przed oczami worek treningowy, sztangi, drabinki, bieżnię, materace i inne urządzenia, których nazw nie znałam. „Chyba nikt mnie nie zabije, jeśli trochę poćwiczę…” Weszłam do środka i zaczęłam się zastanawiać, co zrobić najpierw. Korciło mnie, żeby od razu wskoczyć na bieżnię, ale przypomniałam sobie, ze najpierw powinnam zrobić mała rozgrzewkę. Kiedy już się ponaciągałam postanowiłam pobiegać. Ustawiłam dość szybki tempo i ćwiczyłam. Potem zabrałam się za torturowanie worka treningowego. Nie szukałam rękawic. Kopałam go i zadawałam mocne ciosy pięściami. „Więc z moją kondycją nie jest tak źle…”
***
Doyle’a obudził dziwny dźwięk. Zdawało mu się, że ktoś zaraz… Bije kogoś? Zerwał się na równe nogi i rozejrzał się. Nigdzie nie było Megan. Od razu pomyślał, że coś jej się stało. Pobiegł w stronę siłowni, bo to właśnie stamtąd pochodziły dziwne odgłosy. Gdy już stanął w drzwiach zobaczył Megan okładającą worek treningowy. Była sama. Nic jej nie groziło. „Ufff…” Na dodatek go nie zauważyła, bo nawet się nie odwróciła. Patrzył jak szybko się rusza i zadaje ciosy. Musiała gdzieś wcześniej ćwiczyć, bo wyglądała jakby wręcz była stworzona do walki. Po chwili oparła się jednak twarzą o worek i zamknęła oczy. Doyle zastanawiał się, co jej chodzi po głowie. Przez ten moment była taka zamyślona… Nagle odwróciła się i pobiegła do drabinki. Wspięła się na nią w zabójczym tempie, zrobiła obrót na rurce przyczepionej u szczytu i zawisła głową w dół. Jej oczy spotkały się z oczami Doyle’a. Nagle, pod wpływem szoku, spadła. Półdemona na chwilę sparaliżował strach. Podbiegł do dziewczyny z pewnością, że skręciła sobie kark. Ta jednak zaczęła jęczeć i podnosić się powoli.
- Nic ci nie jest? – zapytał zdenerwowany.
- Niee… - zaczęła rozmasowywać sobie kark i kręcić głową – Jest dobrze, tylko boli mnie noga.
- Aha… - Doyle nie mógł zdobyć się na powiedzenie czegoś logicznego. To był cud, że żyła. Ba, mogła zginąć przez niego… „Koniec podkradania się do ludzi!” Pomógł jej wstać. Megan rzeczywiście kulała na lewą nogę. Doyle, widząc jak się męczy, chwycił ją mocno i uniósł na ręce. Dziewczyna od razu zaczęła protestować. Nim jednak skończyła znalazła się na fotelu. Siedziała przez chwilę cicho, potem zdołała wydusić:
- Dzięki. Too… Są jakieś plany na dziś? – zapytała.
- Tak, konkretnie to przeprowadzamy cię do mnie. Tyle wiem.
- Aha. Czyli, że jesteśmy w domu pana Angela, tak?
- Dokładnie. – zrobił krótką przerwę – Byłaś już kiedyś w Los Angeles?
- Nie. Ale teraz jestem i wiem tyle, że te tutejsze ulice są bardziej poplątane niż labirynt w Knossos.
- Hę? – Doyle nie miał pojęcia, o czym mówiła.
- Labirynt Minotaura na Knossos. – jej rozmówca chyba nadal nie rozumiał – Mitologia starożytnej Grecji: Zeus, Atena, Posejdon i takie tam.
- Aha. – Doyle nie znał się na historii. Mógł co najwyżej opowiedzieć krótką historyjkę o whisky.
- Nie czytał pan nigdy Parandowskiego?
- Niestety… I nie mów do mnie „pan”, jestem Doyle.
- Ale to tak po nazwisku…?
- No to po imieniu: Allen. – uśmiechnął się.
- Ładnie. – Megan odwzajemniła jego uśmiech. – Ale do pana chyba rzeczywiście lepiej pasuje nazwisko. – Doyle uniósł brew słysząc zwrot „pan”. – Ach, przepraszam! - poprawiła się dziewczyna i zaśmiała. Właśnie wtedy ujrzała Angela wychodzącego z windy.
- Dzień dobry. – rzuciła. Wyglądała na nieco weselszą niż ostatnim razem.
- Cześć – zaczął wampir, jednak nie dokończył, z tej prostej przyczyny, że nie wiedział co ma powiedzieć. Megan najwyraźniej to zauważyła i postanowiła przełamać lody związane z jej osobą. „Skoro mam trochę z nimi posiedzieć, to nasze rozmowy nie mogą być takie sztywne!” – myślała.
- Too co sądzicie o życiu i śmierci? – wypaliła. Ani jednemu z jej towarzyszy nie udało się wydobyć z siebie więcej niż „yyyyyy”. Wyglądali na zestresowanych. W końcu zaczęła się z nich śmiać. Przypatrzyli jej się dziwnie, jak ten uczeń podczas odpytywania na lekcji, kiedy nauczyciel zadaje pytania z kosmosu. Po chwili wszyscy troje wybuchnęli śmiechem. Kiedy się uspokoili Doyle zapytał Megan:
- Ale o co tak właściwie chodzi?
- O jajco! Jeden zero! – krzyknęła dziewczyna – A dokładniej o rozładowanie napięcia między cząsteczkami wszechświata, którymi jesteśmy. – dodała wesołym tonem. Angel miał coś powiedzieć, jednak w tym momencie do pokoju weszła Cordelia. Rzuciła zaskoczone spojrzenie w kierunku roześmianej trójki.
- Okay, co tu się dzieje?
- A nic. Rozmawiamy o życiu i śmierci. – rzucił Doyle. Cordelia otwarła szerzej oczy, jakby właśnie się obudziła.
- Że co? – zapytała.
- Nie mów tego! – krzyknęła Megan do Doyle’a, jednak nie zdążyła, gdyż ten powiedział do Cordelii prosto z mostu:
- Że jajco! – brunetka stała oszołomiona wśród bandy śmiejących się z niej ludzi. „Co tu jest grane?... Oni się chyba wygłupiają…” – myślała.
- Dobra, koniec cyrków. – rzuciła – Megan, spróbujemy cię przewieźć do domu Doyle’a, więc się zbieraj. Mam nadzieję, że nie będzie żadnych wypadków po drodze. – uśmiechnęła się.
- Tak, racja. To ja tylko spakuję plecak. – dziewczyna wstała i już miała syknąć z bólu, jednak powstrzymała się od tego i udając, że wszystko jest w porządku, poszła wykonać swoje bojowe zadanie. Angel powiedział coś niemrawo i też gdzieś zniknął. Za to Cordelia zaciągnęła Doyle’a na małą rozmowę bez świadków.
- Dobra, o co w tym wszystkim chodzi? Co wy wyrabiacie i dlaczego za każdym razem, kiedy widzę tą dziewczynę mam wrażenie, że was przyłapałam?
- Teraz to chciała tylko rozładować sytuację. Nie robimy przecież nic złego. A dlaczego masz uczucie, że nas przyłapałaś to nie wiem.
- Dobra, nieważne. Musimy ją teraz bezpiecznie przewieźć do ciebie, a wiesz, że Angel nie może wyjść na słońce.
- Ale te demony też raczej nie będą chodzić po LA za dnia.
- Racja, jednak pewności nie mamy. I, oczywiście prawie nic nie wiemy.
- Nie przejmuj się tym na razie. Jakoś damy radę.
- Tak… Może w nocy, kiedy ktoś mógłby ją dopaść Angel zostanie na dachu czy coś?
- To by wyglądało jak pułapka na demony. Sprytne. – Doyle pokiwał głową w uznaniu.
- Dzięki. – Cordelia uśmiechnęła się promiennie.
- To idziemy, jedziemy czy siedzimy? – zapytała Megan z oddali.
- Myślę, że idziemy. To nie daleko. – odpowiedziała Cordelia i ruszyła w kierunku windy. Za nią szli Doyle i Megan. Dojechali do miejsca, które dziewczyna zapamiętała jako recepcję. Na zewnątrz jasno świeciło słońce, a miasto właśnie budziło się do życia.
***
Will powoli wstał i zniknął gdzieś w ciemnościach. Jego przyjaciółka wciąż leżała na kocu i wpatrywała się w gwiazdy. Chłopak wyjął schowaną książkę i bezceremonialnie wręczył ją dziewczynie.
- To dla ciebie – uśmiechnął się lekko.
- Co to… - spojrzała na okładkę – Alexandre Dumas! – otworzyła książkę na pierwszej stronie. Zobaczyła tam napis:
„… wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy, ponieważ wiedza jest ograniczona.”
/Albert Einstein
dla Aralis – Will
Dziewczyna rzuciła mu się na szyję i przytuliła go mocno.
- Dziękuję. – powiedziała wciąż w niego wtulona. Will mógłby tak stać nawet przez całą wieczność.
ROZDZIAŁ V
Chyba jestem naprawdę wkurzająca, bo ciągle odnoszę wrażenie, że Cordelia mnie nie lubi. Jakbym z nią rywalizowała czy coś. Nie wiem, o co jej chodzi, wolałabym, żebyśmy się tolerowały czy coś. Niestety chyba lepiej dogaduję się z facetami. Poszliśmy w końcu z moim dobytkiem, czyli szarym plecakiem do domu Doyle’a. Nie wiem, po co ta cała przeprowadzka, ale niech już robią co chcą. Ja tu tylko mam siedzieć i patrzeć jak łapią to coś… Słoneczko ładnie świeciło, deszcz nie padał, ale powietrze było wilgotne i pachniało ozonem. Zawsze lubiłam wychodzić na zewnątrz po burzy. Ruszaliśmy się powoli, bo chciałam pooglądać miasto. Ciągle zadawałam pytania w stylu „A co tu jest?”. W końcu jednak trafiliśmy na większy sklep z ciuchami. Miałam ochotę się tam przejść i coś czułam, że Cordelia też. Może jednak zostało mi coś z tej dziewczęcości? Spojrzałam na nią i tylko potwierdziłam moje myśli. Uśmiechnęła się znacząco i obie spojrzałyśmy na Doyle’a.
- Wejdziemy tylko na chwilkę. – powiedziała.
- Dobra, ale ja zostaję tutaj. – rzucił niechętnie i przeciągle. Natychmiast skoczyłyśmy ku drzwiom. Cordelia pokierowała mnie do sklepu z fajnymi spodniami. Obie wyszłyśmy z parami takich samych jeansów. No, może ja miałam mniejsze o dwa rozmiary, ale to szczegół. Następnie buty. Tutaj, niestety, na jaw wyszedł mój gust. Za namową Cordelii kupiłam parę butów na obcasie, które według niej pasują do jeansów, a według mnie są okropne i nie da się na nich chodzić. Oczywiście jej tego nie powiedziałam. Jednak wzięłam także śliczne, czarne, trzynasto-dziurkowe glany. Następnie przechodziłyśmy obok sklepu punkowo-rockowego. Nie mogłam się powstrzymać i zaciągnęłam tam brunetkę wbrew jej woli. Kupiłam sobie kilka tych okrągłych przypinek z ironicznymi i śmiesznymi tekstami, ciemne okulary, torbę na ramię w kolorach rasty, czarną togę i kilka rzemyków na ręce. Na ten inny rodzaj bransoletek dała się namówić także Cordelia, jednak w zamian ja musiałam iść razem z nią na sukienki. Było ich tam tysiące. W efekcie wystroiła mnie w zieloną kieckę na ramiączkach i wcześniej kupione buty. Sama kupiła identyczną, tylko w kolorze turkusowym. Pomogłam jej wybrać różne dodatki, pokupowałyśmy jeszcze kilka bluzek (w moim przypadku podkoszulków z logami zespołów rockowych i metalowych) i w końcu wyszłyśmy obładowane torbami. Doyle wydawał się być zły, kiedy wróciłyśmy.
- Ileż można na was czekać? Przecie… - nie dokończył, bo właśnie zobaczył jak się chwiałam na tych obcasach. Ja nie potrafię chodzić w czymś takim! To była porażka. Próbowałam utrzymywać równowagę, ale nic mi z tego nie wychodziło. Doyle zaczął się śmiać. Już miałam mu coś powiedzieć, kiedy Cordelia szturchnęła go za mnie.
- Ał! – wrzasnął – To bolało.
- To się nie śmiej! Nie podobają ci się te sukienki?
- Nie, no są ładne.. – zmierzył nas wzrokiem. Zdziwił się trochę widząc mnie w takim stanie.
- Megan, może rozpuściłabyś włosy? Takie upięte nie pasują do ciebie. – powiedziała Cordelia.
- Ja? Nie!... To znaczy, one wyglądają okropnie, właśnie dlatego je upinam. – próbowałam się bronić, jednak brunetka zredagowała Doyle do roli tragarza i już zdjęła mi spinkę oraz rozwiązała warkocz. Poczułam się niesamowicie głupio z tymi kłakami na środku ulicy. „Nie dość, że kiecka i obcasy to jeszcze włosy! Ja tego nie przeżyję!” Ku mojemu zdziwieniu Doyle aż się uśmiechnął widząc mnie w długich, pofalowanych włosach.
- Łał! Wyglądasz zupełnie inaczej. – gwizdnął ze zdziwienia.
- A nie mówiłam? – Cordelia uśmiechnęła się triumfalnie – Mam do tego talent.
- Żartujecie sobie ze mnie, tak?
- Nie, poważnie, wyglądasz super. – powiedział Doyle.
- Lepiej bym tego nie ujęła. – Cordelia była naprawdę zadowolona.
- Jej… Dzięki. – mruknęłam – Ale mogę zmienić buty? Te są mało wygodne na spacer po mieście…
- Jasne, ale które chcesz ubrać?
- Glany oczywiście! – rozpromieniłam się. „Takie połączenie nie byłoby złe, nawet więcej: prawie dobre!” Zanim brunetka zdążyła zaprotestować już zdjęłam buty na obcasie i ubrałam glany. Prezentowały się nieźle. Przejrzałam się w ogromnej szybie sklepu z pamiątkami. „Witamy w LA… O, tak!” Cordelia najwyraźniej nie podobał się pomysł z glanami, ale nic nie powiedziała. „Z dwojga złego chyba lepiej wyglądać dziwnie niż się zabić, no nie?” W końcu pomaszerowaliśmy dalej. Nie mogłam się uporać z tysiącem papierowych toreb, więc połowę z nich wziął Doyle, razem z torbami Cordelii. „To jest jedna z tych wad zakupów.” Zdołałam jednak upchnąć trochę rzeczy do nowej czerwono-żółto-zielonej torby, więc nie było tak źle. Przyczepiłam też pierwszy znaczek z napisem „I hate Mondays” do plecaka. Po chwili dotarliśmy do dużego, kwadratowego bloku. Weszliśmy do środka po schodach. Liczyłam piętra: 1… 2… 3… i koniec. Czwarte piętro. Długim, ciemnym korytarzem doszliśmy do brązowych drzwi. Doyle z trudem próbował wyjąć klucze, więc zabrałam mu nasze zakupy, żeby się nie męczył. W końcu, gdy otworzył drzwi, ujrzałam oświetlony jasnymi promieniami słonecznymi… totalny śmietnik. Ubrania walały się po fotelach, jakieś śmieci leżały na podłodze, a na stole było pudełko po pizzy. Miałam nadzieję, że okrągłego cista już w nim nie ma.
- Yyy… Przepraszam za bałagan, ale nie wiedziałem, że tu przyjdziecie i wogóle… - był strasznie zakłopotany.
- Nic się nie stało. – wypaliłam natychmiast.
- Ale mógłbyś zacząć dbać o porządek. – powiedziała Cordelia.
Weszliśmy do środka. Postawiłam gdzieś w kącie nasze torby i stanęłam w samym sercu bałaganu. Cordelii też się to nie podobało.
- To może zrobię wam herbatę? – zapytał Doyle.
- Dziś raczej nie mam ochoty na herbatę… - Cordelia starała się przejść do okna, otworzyć je i nie utonąć jednocześnie.
- Ja też dziękuję. – dodałam.
Niezręczną ciszę przerwał dźwięk telefonu. Doyle dobiegł do kredensu i wygrzebał słuchawkę spod sterty papierków.
- Tak?... Mhm… Dobra, już jadę! – mówił do telefonu. Kiedy skończył odwrócił się do nas i wymruczał tylko „Angel…”.
- Jedź już. – ponagliła go Cordelia.
Doyle wyszedł zostawiając nas w totalnym bałaganie. Wydawało mi się, że byłam na śmietniku Gwiazdy Śmierci. Tylko, że ściany nie zaczęły się zwężać i nigdzie nie było dianog. Cordelia popatrzyła na mnie tragicznym wzrokiem człowieka błagającego o pomoc.
- Pasowałoby tu posprzątać… - zaczęłam.
- Tak, na pewno.
Następnych kilka godzin zeszło nam na sprzątaniu. Uzbierałyśmy dwa worki pełne śmieci. Ubrania wpakowałyśmy do szafy, poukładałyśmy ważne papiery w szufladach, zamiotłyśmy podłogi i pościerały te kolonie kurzu. Kiedy wreszcie skończyłyśmy padłyśmy tylko na sofę. Poczułam wtedy, ze jestem głodna. W sumie to nie jadłam śniadania. Na szczęście wiedziałam, gdzie schowałyśmy Doyle’owi wizytówkę pizzerii.
- Jesteś głodna? – zapytałam Cordelii. Nawet nie wiem, kiedy przeszłyśmy na „ty”.
- Jak wilk.
- To może zamówimy pizzę?
- Na śniadanie? O, nie! Nie będziemy się odżywiać jak Doyle. Zobaczmy, co chomikuje w lodówce i zrobimy normalne śniadanie.
- Dobra. – przystałam na jej pomysł. Dawno nie gotowałam niczego, więc to mogło być ciekawe.
Znalazłyśmy kilka jajek, więc postanowiłyśmy zrobić jajecznicę. Cordelia zajęła się jednak myciem talerzy, a ja zostałam sama z patelnią. Wbiłam jajka na ciepły olej i delikatnie mieszałam, żeby się nie przypaliła. Dostrzegłam regał z przyprawami, więc postanowiłam sprawdzić, czy jeszcze mam jakieś wyczucie w doprawianiu potraw. „Sól, pieprz… Co jeszcze? Ach, czosnek, oczywiście!” Dosypałam jeszcze kilka innych przypraw. Tymczasem Cordelia przygotowała już talerze i kanapki. W końcu usiadłyśmy przy stole i zaczęłyśmy w spokoju jeść śniadanie. Było już chyba południe, ale mniejsza z tym.
- Mm, to jest świetne! –rzuciła Cordelia pałaszując jajecznicę.
- Dzięki. Obawiałam się, że już wyszłam z wprawy, ale chyba nie jest tak źle. – spojrzałam za okno – Ciekawe gdzie poszedł Doyle.
- Angel po niego zadzwonił. Pewnie potrzebował jakiejś pomocy. – odpowiedziała od niechcenia.
- Czyli to nic poważnego? – zapytałam.
- Sama nie wiem. – odparła.
***
To jednak była dość ważna sprawa. Gdyby nie to, Angel nie potrzebowałby Doyle’a. Sam radził sobie świetnie, ale w kwestii demonów wolał się poradzić przyjaciela. Podczas wędrówki w kanałach natrafił Na zapach i ślady krwi, a potem na ludzkie zwłoki. Był to dziwny widok, tym bardziej, że wyglądało to tak, jakby ktoś zjadł owego nieszczęśnika na surowo. Angel ze stoickim spokojem powstrzymywał swój zew krwi. Już się przyzwyczaił do tego „odwyku”. Nieprzyjemnie było jednak patrzeć na niedojedzonego człowieka. Strzępy zakrwawionych ubrań były porozrzucane dookoła. Widoczne były także ślady krwi prowadzące wgłęb tunelu. „Musieli go tu zaciągnąć…” Po dalszych oględzinach wampir stwierdził także, że to dziecko, które miało około jedenastu lat i jeszcze żyło, gdy demony zaczęły go jeść. Wizja takiej śmierci nawet w oczach wampira, który robił gorsze rzeczy w przeszłości była okropna. „To musiał być demon. Śmiertelni kanibale nie są aż tak okrutni.” Angel anonimowo zgłosił na policję odnalezienie tego chłopca. Nidzie nie było śladów nieludzkich stworzeń, więc nie ruszał niczego. Wrócił czym prędzej do swojego gabinetu i wyjął książkę o demonach. Wielu z nich zawierało ludzi w swoim jadłospisie, dlatego zadzwonił po Doyle’a. Spędzili sporo czasu na poszukiwaniach, jednak nadal mieli wiele teorii.
- Musimy wiedzieć coś jeszcze. Za mało tego, żebyśmy mogli cokolwiek wymyślić.
- Masz rację. Jednak dręczy mnie przeczucie, że trzeba działać szybko. – Angel sposępniał jeszcze bardziej. Tą dziewczyną dręczyły demony, jednak nie wiedział jakie i dlaczego.
- Trzeba ją będzie wypytać. – wypalił nagle.
- Kogo? – zapytał Doyle.
- No Megan, oczywiście. Ona coś ukrywa. Nie powiedziała nam prawie nic o sobie.
- Święta prawda. Ahhh…! – Doyle złapał się za głowę i prawie wrzeszczał z bólu. Zobaczył ręce demonów. Zobaczył człowieka. Zobaczył jak demony… jedzą człowieka. Kilka urwanych obrazów, mgła… Po chwili wszystko ucichło, także pulsujący ból głowy. Angel stał spokojnie. Wiedział, że jego przyjaciel właśnie miał wizję.
- Co zobaczyłeś?
- South Normandie Avenue 996. Powinni jeszcze tam być. –półdemon nadal trzymał rękę na czole.
- Ale kto?
- Demony. – spojrzał na wampira wymownie.
- Jadę sam. – oznajmił Angel i już wychodził.
- Taa, jasne. – odrzekł Doyle i pobiegł za nim – Ja prowadzę! – rzucił wsiadając do czarnego samochodu. Pojechali w stronę rzeczonej ulicy Los Angeles. Po drodze Doyle tłumaczył Angelowi, że te demony znowu kogoś pożerają, tym bardziej się spieszyli. Kiedy wreszcie trafili pod zesłany im adres Angel wysiadł z samochodu, a raczej próbował wysiąść, bo słońce bezczelnie zabraniało mu wyjścia poza ciemny pojazd. Wyjął więc płaszcz i nakrył się nim, by nie spalić się żywcem. Stanowczo nakazał Doyle’owi pozostanie na zewnątrz. Ten, chociaż niechętnie, posłuchał go. Wampir wkroczył w progi białego domu. Wydawał się pusty, jednak po chwili usłyszał rumor gdzieś w piwnicach. Szybko odnalazł zejście na dół. Nie patrzył na to, co go otaczało. Skupił się na odnalezieniu demonów. „Właściwie to ilu ich tu powinno być?” Zbiegł po schodach i zatrzymał się gwałtownie. Za rogiem ściany zauważył jak ktoś się z kimś szarpie. Podszedł spokojnie do rzeczonych osób.
- Hej, chłopaki. Pomóc w czymś? – zapytał pewny siebie. Znad swojej ofiary podniosły się trzy lekko pomarańczowe głowy. Mieli mało zdeformowane twarze, wciąż przypominali ludzi. Ich czerwone oczy pałały wściekłością i żądzą krwi.
- Co tu robisz? – zapytał jeden z nich grubym i szorstkim głosem.
- Wiecie, jak to zwykle, mam ochotę skopać Kika demonich tyłków. – w tym momencie jego twarz przybrała postać wampira. Rzucił się na pierwszego demona, jednak ciosy Angela nie zdały się na wiele. Dwóch innych zaszło go od tyłu. Był otoczony. Uchylił się przed pierwszymi ciosami i podciął jednego z napastników. Kiedy tamten upadł wampir wyjął sztylet i dobił nim demona. Z kolejnymi dwoma szło mu gorzej. Rozwścieczeni rzucili się na Angela z bronią w postaci pstrych noży. Na szczęście jednemu z nich wampir wytrącił broń z ręki kopniakiem. Przed drugim ciosem uchylił się, a potem skoczył na demona. Powalił go dość szybko, ale ostatni z nich szybko podniósł swój nóż z ziemi. Szczęściem dla wampira był fakt, że ten konkretnie gatunek nie był zbyt inteligentny. Angel poczuł jak ostrze wbija mu się w lewy bark. Odwrócił się błyskawicznie, przodem do demona, wyjął z sykiem nóż i wymierzył nim celny cios w napastnika. Kiedy już dwa z demonów nie żyły, a jeden z nich był nieprzytomny wampir odetchnął głęboko. Spojrzał w kierunku ofiary tych bestii. Mężczyzna żył, był tylko nieprzytomny. Angel pozbierał ciała demonów i posprzątał bałagan. Już wiedział, kto śledził Megan. Doyle pomógł mu zakopać 2 ciała. Nie było to najprzyjemniejsze zajęcie, ale zawsze jakieś. Półdemon wolał już to od siedzenia z założonymi rękami, gdy być może, działo się coś złego. Kiedy skończyli Doyle w końcu się odezwał:
- To demony Stygian. Znane są ze swojej okrutności i człowieka w menu głównym. Jednak, wydaje mi się, że one jeszcze…
- Tak, wszystko dobrze, tylko czy nie ma ich więcej? Jeśli tylko ta trójka ścigała Megan to super. Pozostaje jeszcze pytanie dlaczego za nią goniły.
- O to najlepiej zapytajmy tego jednego, kiedy się ocknie. – Doyle kiwnął głowa w kierunku wciąż nieprzytomnego demona – I pasowałoby coś zrobić z twoim barkiem.
- Racja. Jedźmy do Cordelii.
- Czyli do mnie, bo siedzą tam razem z Megan. – ruszył w kierunku samochodu, na którego tylnych siedzeniach leżał pomarańczowy demon. Doyle otworzył drzwi, obaj z Angelem wsiedli do pojazdu i ruszyli w stronę domu półdemona.
***
Will czuł się świetnie. Nie dość, że pogodził się z Aralis, to jeszcze zaczęli się jeszcze lepiej dogadywać. Tego wieczora zaprosił ją na wspólne wyjście do kina, razem z bratem i jego dziewczyną. Wybierali się na „Nową Nadzieję”, czyli pierwszą cześć Gwiezdnych Wojen, które Will uwielbiał. Jego towarzysze również nie mieli nic przeciwko obejrzeniu tej niesamowitej i starej produkcji. Chris wraz z dziewczyną ubrali się dość elegancko, ale Will wolał włożyć cos luźniejszego. Wiedział, ze jego przyjaciółka nie wystroi się na galowo, więc nie chciał od niej odbiegać. Ku jego zaskoczeniu zobaczył Aralis w krótkiej, czarnej sukience przepasanej czerwoną wstążką nad talią. Ubierała właśnie buty w swoim pokoju. Will czym prędzej pobiegł do siebie i ubrał czarną marynarkę na biały podkoszulek. „Tak będzie dobrze…” – myślał.
- Chodźcie już, bo się spóźnimy! – wołał z dołu Chris.
- Już idę… - odpowiedzieli mu równo Will i Aralis.
Chłopka pierwszy zszedł na dół. Zaraz po nim nadeszła jego przyjaciółka. Jej przybycie spowodowało chwilowe osłupienie Willa. Wyglądała zupełnie inaczej niż zwykle. Sukienka, szpilki, długie kolczyki i delikatny makijaż. Chris także był mile zaskoczony. Tylko jego dziewczyna, Katherine, nie miała zielonego pojęcia, co wywołało takie poruszenie wśród chłopaków. Will wsadził ręce w kieszenie marynarki i wyszedł równym krokiem z Aralis. Skierowali się w stronę samochodu, jednak wcześniej uznali, że przyjemniej będzie się przespacerować. Ulice były jasne od światła księżyca i białych lamp. Chris i Katherine rozmawiali o znanych im aktorach i aktorkach. Za nimi podążali Will i Aralis. Chłodny wiatr delikatnie owiewał ich twarze.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sophie
Miss Holmes
Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 2360
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Niemcy Płeć: Annabeth
|
Wysłany: Sob 21:53, 25 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Więc co oni chcą od tej Megan? ;p Bardzo fajnie napisane, lekko i spójnie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|